Konrad Piasecki: Rozczarowany Napieralskim? Sławomir Nowak: - Nie, nie spodziewałem się. Już to chyba nawet kiedyś w rozmowie z panem redaktorem mówiłem. To, po co się było z nim spotykać? To po co było go rozpieszczać? Po co było spełniać jego warunki? Po co się było chwalić lewicowością? - Nikt nie spełniał jego warunków, a spotkanie jest cechą ludzi grzecznych. Jeżeli Grzegorz Napieralski chciał się spotkać, rozumiem, że szacunek dla samego partnera politycznego wymaga, żeby spotykać się z partnerami politycznymi. I rozumiem sygnały dla elektoratu ponad głową Napieralskiego? - Nie, takich sygnałów do elektoratów jest całe mnóstwo. Do tego elektoratu, który głosował na Grzegorza Napieralskiego pokazywaliśmy te obszary wspólne i to pewnie pan redaktor ma na myśli, mówiąc o pokazywaniu lewicowości. A zbadaliście, jak ten elektorat zagłosuje? - Nie, nie prowadziliśmy żadnych szczegółowych badań nad poszczególnym grupami elektoratów. Trzeba bardziej podmiotowo patrzeć na elektorat niż przedmiotowo. Ja wiem, że czasami sztabowcy mają taką potrzebę właśnie uprzedmiotowiania elektoratów. Ale myślę, że ja zawsze patrzę na grupy ludzi, na wyborców jako właśnie na ludzi, a nie na towar. A myśli pan, że bardziej do nich trafi poparcie Kwaśniewskiego czy niepoparcie Napieralskiego? - Nie myślę, deklaracja Napieralskiego - tutaj się nie można było spodziewać nic więcej. Oprócz tego, że uniknął. Myślę, że popełnił błąd polityczny. Tak naprawdę wczoraj w jednym z sms-ów w "Szkle kontaktowym" przeczytałem: "No i właśnie skończyło się 5 minut pana Grzegorza Napieralskiego". Czyli poparcie Komorowskiego byłoby przedłużeniem tych 5 minut? - Myślę, że przynajmniej wszedłby do jakiejś politycznej gry. Jaką polityczną grę może mu dzisiaj zaproponować Platforma? - Dzisiaj żadnej, oczywiście. Natomiast stanął jakby w pewnej sprzeczności chyba z oczekiwaniami swojego elektoratu. Myślę, że to był jakiś błąd. Jak prezydent Komorowski załatwi studentom 50 proc. ulgi na PKP? - Będziemy dochodzili konsekwentnie do przywrócenia tej ulgi, w miarę możliwości budżetowych. Ale są już dzisiaj pieniądze? Bo wczoraj słyszałem Komorowskiego, który już obiecywał że załatwi to. - Oczywiście, że załatwi, ale w perspektywie 500 dni. To jest ten program, o którym mówił Bronisław Komorowski i tam znajdzie się również dochodzenie do 50 proc. ulgi komunikacyjnej. Za 500 dni Pan obiecuje, że będzie 50 proc. ulga? - W ciągu 500 dni będziemy się starali... Ale będziemy się starali, czy załatwimy? - Przywrócenie ulgi zależne będzie od stanu finansów publicznych, ale mamy zapewnienia ministra finansów, że jeżeli kondycja budżetu będzie taka, jaka jest, to będzie szansa na przywrócenie tej ulgi w ciągu tych 500 dni. I minister finansów obiecał to Bronisławowi Komorowskiemu? - Tak. Rozmawialiśmy o tym. ... Ta ulga potrzebna jest młodym ludziom. Podwyższanie ulgi komunikacyjnej do 50 proc. wiąże się oczywiście z kosztami w budżecie państwa, one nie są jakieś gigantyczne w porównaniu z innymi pomysłami, które mogłyby się pojawić. A jednocześnie daje duże profity, w tym sensie, że młodzi ludzie mogą taniej, łatwiej wyjeżdżać, czy to są wakacje, czy dojeżdżanie do szkoły. Ludzie młodzi mają prawo realizować również swoje marzenia komunikacyjne. Rozumiem, że policzyliście, ile to będzie kosztowało. - Tak, policzyliśmy. Koło 200 milionów złotych rocznie. Bronisław Komorowski często odbywał prywatne spotkania z mężem Barbary Blidy? - Nie, nieczęsto. To co się stało nagle, że w końcu, w tej kampanii, postanowił się z nim prywatnie spotkać? - To było zaproszenie pana Henryka Blidy przy okazji wizyty marszałka w Zagłębiu i na Śląsku. Trzeba takie zaproszenia przyjmować? - Tak, trzeba takie zaproszenia przyjmować. Na trzy dni przed wyborami? - Zwłaszcza tak symboliczne zaproszenia, od tak symbolicznej rodziny. Myślę, że jest to pewien atrybut, który trzeba zapłacić też historii. Spłacić pewne długi. My jako w ogóle społeczeństwo, instytucje władzy, wobec ludzi, którzy zostali poszkodowani przez system, którym zarządzał Jarosław Kaczyński. W sobotę siedział tu Donald Tusk i naigrawał się z takiego wykorzystywania Barbary Blidy. Mówił, że za chwilę Jarosław Kaczyński złoży kwiaty na jej grobie i okazało się, że to wy poszliście tą drogą. - My nie wykorzystujemy Barbary Blidy i pewnie będziemy mieli, mamy prawo, mieć inne poglądy z panem redaktorem. Jakby Jarosław Kaczyński złożył kwiaty, to by wykorzystywał, a jak wy się spotykacie z mężem Barbary Blidy, to nie wykorzystujecie. - Wszystko jest kwestią intencji. Po pierwsze oceny czystości jakości intencji, a druga sprawa, to jak powiedziałem panu, to jest zaproszenie ze strony pana Henryka Blidy dla marszałka Komorowskiego i jego deklaracja, nieprzymuszana i niewymuszana. Natomiast Donald Tusk miał na myśli teatralne składanie kwiatów. Czyli Kaczyński by to robił teatralnie, a Komorowski już robi nieteatralnie. - Jeżeliby prezes Kaczyński został zaproszony przez Henryka Blidę i spotkał się z jego rodziną, i usłyszał taką deklarację, jaką usłyszał Komorowski, to ja nie widziałbym problemu.