Izabela Jaruga-Nowacka była wicepremierem w rządach Marka Belki, posłanką, przewodniczącą Unii Pracy i Unii Lewicy. Zginęła 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, w drodze na obchody 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Aleksandra Gieracka, Jolanta Kamińska: Znamy dzisiaj prawdę o Smoleńsku? Barbara Nowacka: - Od dawna wiemy, co się wydarzyło. Doszło do wypadku spowodowanego bałaganem, złą pogodą, niekompetencją, presją, również na pilotów. To był fatalny zbieg tragicznych okoliczności. Nie ma żadnych dowodów na to, że zdarzyło się cokolwiek innego. Szukanie po raz kolejny bolesnej prawdy nie ma żadnego sensu. Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że "wszyscy odpowiedzialni faktycznie, ponoszący odpowiedzialność polityczną, są cały czas kryci". Kogo miała pani na myśli? - Polityczną odpowiedzialność ponoszą wszyscy, którzy odpowiadali za szkolenie pilotów, i za to, że nie było nowego samolotu. Ponoszą ją wszystkie ekipy rządzące, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Zły samolot nie pojawił się dlatego, że rządziła Platforma Obywatelska. Ten problem istniał dużo wcześniej i nikt z rządzących go nie rozwiązał. Nota bene nadal nie ma specjalnego, bezpiecznego samolotu dla naszych władz. Jeśli w ten sposób spojrzymy na odpowiedzialność polityczną, to rzeczywiście nikt nie poniósł konsekwencji. Co więcej, dzisiaj widzimy jak katastrofa wykorzystywana jest politycznie. PiS osiąga tu mistrzostwo. Myśli pani, że faktycznie winni za taki stan rzeczy poniosą kiedyś odpowiedzialność? - Byłby nią brak poparcia wyborców. Na razie - niestety - rozgrywka kosztem ofiar powoduje, że obie partie mające największy udział w całym kryzysie, który doprowadził do tego, że delegacja w takim składzie, w tym terminie wyleciała i leciała tak nerwowo, są jak najlepiej kryte i mają najlepsze miejsca w sondażach. W 2015 r. ówczesna Prokuratura Wojskowa postawiła zarzuty sprowadzenia niebezpieczeństwa i nieumyślnego spowodowania katastrofy rosyjskim kontrolerom ze Smoleńska. Teraz prokuratura postanowiła sformułować zarzut umyślnego sprowadzenia katastrofy rosyjskim kontrolerom. Dostrzega tu pani jakiś przełom? - To żaden przełom. Po długim czasie dochodzenia wykazano, że w organizacji lotu i postępowaniu po katastrofie panował bałagan. Natomiast jestem zaskoczona sposobem komunikacji rządzących z rodzinami smoleńskimi. To znaczy? - Przecież zapowiadali, że będą postępować inaczej niż Platforma, a z rodzinami komunikują się poprzez media. Liczyła pani na to, że po objęciu władzy przez PiS śledztwo nabierze tempa? - Szczerze mówiąc nie spodziewałam się specjalnych, wielkich działań i odkryć. Pracują od dość dawna, stawiają nowe zarzuty. Cały czas będą próbowali udowodnić teorie związane z zamachem. Jak na razie, zarzuty są sprzeczne z tą teorią. Całkowicie ją dyskredytują? - Ta teoria nigdy nie była niczym więcej niż teorią. Dyskredytują ją przede wszystkim fakty. Fakty wskazują, że współodpowiedzialni za tragedię są także rosyjscy kontrolerzy. Mimo że w 2015 roku postawiono im zarzuty, do tej pory nie udało im się ich odczytać. Czy ten brak skuteczności w działaniach pani nie oburza? - Patrzyłam na prace poprzedniej i obecnej prokuratury. Jedni byli nieudolni, a drudzy działają na polityczne zlecenie, i w dodatku średnio im to wychodzi. PiS obiecywało, że sprowadzi wrak. Twierdzili, że bez tego nie da się nic powiedzieć, więc, gdzie jest ten wrak? Dlaczego go nie sprowadzają? Zdaniem rządu od niemal siedmiu lat ani prokuratura, ani inne organy, które są odpowiedzialne za tę sprawę w Rosji, nie współpracują z Polską. - To pokazuje wielką indolencję rządzących jeśli chodzi o dyplomację. Oni nie umieją doprowadzić do sprowadzenia czegoś, co nieśli na sztandarach. Poza tym, dlaczego konferencję prokuratury zwołano na kilka dni przed kolejną rocznicą? Naprawdę nie było lepszego momentu niż początek kwietnia, kiedy wszyscy związani z ofiarami katastrofy wspominają tamte dni? Potrafi pani odpowiedzieć na to pytanie? - Oczywiście. Chcą zmobilizować swój elektorat i pokazać, że jednak coś robią w sprawie Smoleńska. Chcą po raz kolejny wybić temat, tak żebyśmy wszyscy o tym rozmawiali. Tymczasem wiele osób wolałoby nie mówić teraz o katastrofie, ale o jej ofiarach. Zginęło 96 osób, wśród nich pani matka Izabela Jaruga-Nowacka. Jakie ma pani plany na 10 kwietnia? - Takie same, jak co roku. W południe spotykamy się z przyjaciółmi i znajomymi przy grobie mojej matki. Zamierza pani w jakikolwiek sposób uczestniczyć w oficjalnych obchodach państwowych organizowanych przez Ministerstwo Kultury? - Nie wiem jakie będą to uroczystości. Nie informowano o nich bliskich ofiar? - Nie. Dostaliśmy zaproszenie na wyjazd do Smoleńska, jak co roku. W tym dniu poza obchodami państwowymi, miał się odbyć także wiec poparcia dla Donalda Tuska, organizowany przez Obywateli RP, ale ostatecznie został odwołany. Rocznica katastrofy to dobry moment na takie inicjatywy? - Takiego wiecu nie będzie, i słusznie, bo to kompletna pomyłka. Nie widzę powodu, żeby ten dzień miał być wiecem poparcia dla kogokolwiek, jeżeli rzeczywiście traktujemy go jako dzień pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej. Co miesiąc patrzymy na wiec poparcia Jarosława Kaczyńskiego organizowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Budzi to we mnie głęboki niesmak. Słucham tych wystąpień i ich istotą nie jest pamięć o ofiarach, ale plany Kaczyńskiego na Polskę. Nie brakuje też lżenia opozycji. Strasznie to przykre, patrząc na skład delegacji, którą jego brat Lech Kaczyński potrafił skomponować. W tych przemówieniach prezes PiS podkreśla, że katastrofa nie została wyjaśniona i że wciąż nie znamy prawdy o Smoleńsku. - Rządzą już tyle czasu i jeszcze nie udało im się odkryć nic poza tym, co wiedzieliśmy już od początku? Skończyły się czasy, kiedy mogą udawać, że nie znają dokumentacji. Kaczyński ma taki sam dostęp do dokumentów i tak samo może przeczytać, co się tam wydarzyło. Rozumiem, że ma wątpliwości. Ekshumacje pomagają je rozwiać? - Dla spokoju jednych rodzin ekshumacje mają głęboki wymiar i były wielką potrzebą, dla innych są naruszeniem prywatności, naruszeniem tabu śmierci. Źle się stało, że wcześniej rodziny, które się o to wielokrotnie dopominały, nie dostały przyzwolenia. Uniknęlibyśmy tego, co mamy dzisiaj, czyli przymusu ekshumacji wszystkich - z wielką krzywdą dla pamięci ofiar, ale przede wszystkim dla tych, którzy żyją. Naprawdę nie rozumiem, czemu nie pozwolono pani Mercie na ekshumacje zwłok jej męża, kiedy wielokrotnie się o to zwracała. To niewłaściwe postępowanie. Natomiast ekshumowanie wszystkich uważam za cyniczne. Nie dziwią panią efekty ekshumacji? - Znam skalę bałaganu jaki był po 10 kwietnia, więc to niespecjalnie mnie zaskakuje. Uważam, że źle się stało, że nie było kolejnych sekcji tutaj w Polsce. Ale wówczas wszystkim - łącznie z politykami PiS -zależało na tym, żeby jak najszybciej zorganizować pogrzeby. Na samym początku nie było możliwości otwierania trumien, dlatego z trudem uzyskaliśmy zgodę na kremację mojej matki. Musieliśmy o to powalczyć proceduralnie. Jarosław Kaczyński też chciał jak najszybszego pogrzebu brata. Jego wątpliwości pojawiały się wtedy, kiedy pojawiła się szansa na paliwo polityczne. Miesiąc po katastrofie zaczęły się teorie spiskowe na wielką skalę. I powróciła cyniczna walka międzypartyjna? - PiS-owi było wygodnie mobilizować swoich zwolenników wokół opowieści o Polsce zdradzonej. Ta opowieść wpisywała im się w całą historię nieszczęść narodu polskiego. Przyznanie, że do części tych nieszczęść doprowadziliśmy bałaganem i wieloletnimi zaniedbaniami było zbyt bolesne. Z drugiej strony Platforma widziała, że bardzo dobrze jest wepchnąć PiS w taki - często dla ludzi nawet o konserwatywnych poglądach nie do przyjęcia - odmęt teorii spiskowej, poszukiwania tego spisku na każdym kroku. Wtedy członkowie PO mogli przedstawiać się jako ci racjonalni. Robili wszystko, żeby podsycić emocje, nakręcali rodziny i atmosferę społeczną. Podziały są bardzo głębokie. Co musiałoby się wydarzyć, żeby je zakopać i wspólnie obchodzić kolejne rocznice katastrofy? - Potrzebna jest wola polityczna. Z czyjej strony? - Ze wszystkich stron. Nie wystarczy, że ktoś jeden wykaże się właściwym zachowaniem. Dziś tej woli nie ma po żadnej stronie? - Najpierw muszą ją wykazać rządzący. Ale PiS-owi, ani wcześniej rządzącej Platformie na tym nie zależało. Gdyby PO zależało na dotarciu do informacji o przyczynach katastrofy to zespół dr Laska powstałby dużo wcześniej i miałaby dużo większe możliwości informowania o tym, co badają i co robią. Zabrakło decyzji politycznych, że ten temat stawiamy za istotny i ważny, żeby go wyjaśnić. Dzisiaj dużo leży po stronie PiS, które ma władzę, ale ma też swoją teorię, którą będą próbowali udowadniać wbrew faktom. Im nie zależy na żadnej wielkiej zgodzie i pojednaniu, bo łatwiej się rządzi narodem skłóconym. Organizacja po raz pierwszy ogólnopaństwowych uroczystości nie jest takim gestem dobrej woli politycznej, wyciągnięciem ręki? - Zaraz po katastrofie wspólnie organizowano nabożeństwo przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Tam byli wszyscy, wtedy to było możliwe. Wszyscy byliśmy w takim szoku, że nikt nie próbował tego wykorzystywać. Dziś trudno wierzyć w dobrą wolę pojednania, kiedy przez część polityków PiS-u połowa rodzin jest regularnie lżona. Natomiast sprawiedliwie trzeba oddać, w zeszłym roku po raz pierwszy 10 kwietnia przy wszystkich grobach stała warta honorowa. To bardzo miły, symboliczny gest ze strony rządzących. Podziały polityczne przenoszą się na relacje między rodzinami smoleńskimi? - Nie jesteśmy skłóceni, bo nie mamy powodu, żeby się ze sobą kłócić. Możemy mieć różne opinie na dany temat. Natomiast przez tragedię, która nas wszystkich spotkała, mamy poczucie pewnej wspólnoty. Niektóre rzeczy oburzały nas zawsze wspólnie. Mimo że różnimy się choćby politycznie, w aspekcie czysto ludzkim normalnie ze sobą rozmawiamy. Rozmawiały: Aleksandra Gieracka i Jolanta Kamińska