NOM nie chce już nawet odpowiadać na pytanie kiedy "podliczy" swoich klientów. Głównie dlatego, że nikt tej odpowiedzi nie zna. Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że porozumienie z Telekomunikacją jest o krok. Firmom nie udało się jednak dogadać i negocjacje zaczęły się prawie od początku - mówi rzecznik NOM-u Marcin Gruszka. - Nie doszliśmy do ostatecznego porozumienia w kwestiach zasadniczych, w kwestiach windykacji, bilingowania i musieliśmy wrócić do negocjacji i stąd ten poślizg czasowy - mówi. Najtrudniejszą kwestią do rozwiązania jest właśnie windykacja. Krótko mówiąc Telekomunikacja nie chce umieszczać należności za połączenia z prefiksu 1044 na swoich rachunkach, a na tym właśnie zależy NOM-owi. Operator nie ukrywa jednak, że może pójść na kompromis, ponieważ najważniejszy dla niego jest teraz czas. Jeżeli negocjacje udałoby się zakończyć w tym miesiącu, to pierwsze faktury można by wystawić już na początku kwietnia. Nie jest to dobra wiadomość dla klientów, którzy będą musieli na raz zapłacić ponad półroczne rachunki. Porozumienie będzie oznaczać koniec dzwonienia na kredyt. Znakomita większość rachunków, bo około 70 procent nie przekroczy co prawda 100 złotych, ale NOM i tak chce je rozkładać na raty. Przydadzą się one zwłaszcza korzystającym z usług tego operatora firmom. Ich ponad 7-miesięczne rachunki często wynoszą kilkanaście, kilkadziesiąt a nawet kilkaset tysięcy złotych.