W ubiegły piątek reporterzy "SE" spotkali byłego premiera w dyskotece przypadkowo, w otoczeniu młodych ludzi. Wcześniej w mieszkaniu Marcinkiewicza odbywało się służbowe spotkanie z najbliższymi współpracownikami ze stołecznego ratusza. Tuż po godz. 22. Zbigniew Derdziuk, Marian Przeździecki i kilka młodych asystentek rzucają hasło: idziemy na miasto - opisuje dziennik. Przed północą trafiają do klubu ON-OFF. Były premier zrzuca marynarkę i ochoczo rusza na parkiet. Przy elektrohouse'owych rytmach zmienia się w króla parkietu. Wokół niego ustawia się wianuszek roztańczonych, młodych dziewczyn - pisze "SE". - Marcinkiewicz szalał! Wywijał jak młodzieniaszek. Prawie nie schodził z parkietu - opowiada dziennikowi jeden z uczestników zabawy. - To nie pierwszy taki wypad - zdradza "SE" Konrad Ciesiołkiewicz. Rzecznik przyznaje, że za wszystkim stoi grono młodych współpracowników. - Prezydent lubi zabawę w klubach. Zdaniem rzecznika, żona byłego premiera nie ma nic przeciwko jego nocnym eskapadom. - Żona jest w Gorzowie, uczy trzecią klasę nauczania początkowego. Ja ją doskonale rozumiem - nie jest w stanie porzucić swoich dzieci tylko dlatego, że ja jestem w Warszawie. Wróci do mnie w czerwcu - mówi Marcinkiewicz pytany przez Kamila Durczoka w Kontrwywiadzie RMF, czy jego żona nie chciała się wybrać razem z nim do dyskoteki. Były premier powiedział Kamilowi Durczokowi, że nie ma dużego doświadczenia w nocnym, klubowym życiu, ale stara się robić obchody Warszawy także nocą. Przeczytaj cały wywiad z Kazimierzem Marcinkiewiczem