To, że rząd ma kłopot, jest dość oczywiste w świetle licznych bardzo krytycznych wypowiedzi Noblistki na temat sytuacji w Polsce po 2015 roku. Ale to jest kłopot głównie wobec elity intelektualnej w kraju (jeszcze wciąż wrogiej PiS-owi, może - by nawiązać do słów Pana Prezesa Kaczyńskiego z Sosnowca - nie dość dotąd była piętnowana?). To jest także kłopot wobec zagranicy, ściślej wobec Zachodu. Trochę trudniej będzie teraz rządowi tłumaczyć, że mamy w Polsce kwitnącą demokrację, wobec głosu Noblistki, która przecież bije w tej sprawie na alarm. Ale czy z tego wynika, że Olga Tokarczuk może poprawić wynik opozycji w wyborach, które odbędą się już za trzy dni? Nic podobnego. Jan Hartman napisał dziś na swoim blogu, że Nobel dla Tokarczuk to jest sygnał z Zachodu zachęcający nas do boju w obronie demokracji. Hmmm, ..., nie wiem, nie znam kulis obrad Akademii Sztokholmskiej. Ale jeśli tak było, to znaczyłoby, że Akademia kierowała się nie tylko walorami literackimi dzieł Olgi Tokarczuk, lecz także jej polityczną postawą wobec aktualnego rządu. Nie wiem, jak to sobie kalkuluje Jan Hartman, ale ja na jego miejscu nie rozsierdzałbym w ten sposób wyborców PiS-u. Na Facebooku zaroiło się dzisiejszego popołudnia od wpisów Hartmano-podobnych wśród moich znajomych. Radość z Nobla, oczywiście, ale poza tym nadzieja, że ten Nobel wyjdzie gardłem PiS-owi. Drodzy Moi, bujacie w obłokach. Dla elektoratu PiS-u ta nagroda sama w sobie jest rzeczą obojętną, przeważnie nie wie on, kto to jest Olga Tokarczuk, a jeśli wie, to tylko o jej antyPiS-owskich wypowiedziach. Nie nastroi go zatem wiadomość o Noblu do tego, by wycofać poparcie dla partii rządzącej. Pamiętacie film Sekielskich? On też miał odmienić oblicze wyborów. I co? Odmienił, tylko w przeciwną stronę. Co z tego, że pokazywał prawdziwy problem w polskim Kościele? Użyty jako pałka na Kościół, na PiS i na sojusz Kościoła z PiS-em wywołał reakcję odwrotną. Przysłowiowe Podkarpacie rozlało się szerzej na Polskę, bo wyborcy PiS-u unieśli się godnością. Kościół ma swoje za uszami, wiemy to, ale nie będą nam TVN-y i "Gazety Wyborcze" mówić, co my mamy z tym zrobić! - taka była ta reakcja. I teraz będzie podobnie. Co z tego, że Olga Tokarczuk jest wielką pisarką? Niech sobie będzie, ale nie będzie nas jakaś Akademia Sztokholmska pouczać, na kogo powinniśmy głosować. Co zaś do samego Hartmana, to idzie on dalej, domagając się od Olgi Tokarczuk, by wezwała rodaków do udziału w wyborach, dzięki czemu w niedzielę ruszy się z fotela przed telewizorem kilkadziesiąt, a może kilkaset tysięcy osób więcej. Naprawdę? To jednak niebywałe, w jakim stanie amoku jest polska inteligencja. Ponieważ rozmawia sama ze sobą, wydaje jej się, że wszyscy pozostali też tak powinni myśleć, a jeśli nie myślą tak, to jest wynikiem jakiegoś nieporozumienia, wystarczy tych biednych ludzi uświadomić i wreszcie zaczną głosować słusznie. Otóż, jest wprost przeciwnie. Jeśli ktoś życzy dobrze opozycji, powinien modlić się (ha, jak to zrobić, obracając się w takim towarzystwie?, ale to nie mój problem), żeby Olga Tokarczuk dziś lub jutro nie wyskoczyła ze słowami poparcia dla antyPiS-u. Samo w sobie będzie to opozycji szkodzić. A jeśli, w poNoblowskiej euforii Noblistka da się porwać tej głębi myśli i uczucia, jakie w ostatnich tygodniach zaprezentowali pp. Jerzy Stuhr czy Wojciech Pszoniak, to będzie jej szkodzić potężnie. Proszę pamiętać, że ostrzegałem. Roman Graczyk