To, co zostało po wybuchu 1000 metrów pod ziemią, oglądało około 30 osób, w tym dwóch prokuratorów. - Podczas kontroli nie stwierdziliśmy przypadków nieprawidłowo zabudowanych czujników - powiedział tuż po wyjeździe na powierzchnię szef Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach Jerzy Kolasa. Czujniki były zabudowane w taki sposób, jak przewidywały karty zabudowy, i wszelkiego rodzaju spekulacje, że one w lutniach innych były, są nieprawdziwe - zaznaczył. W rozmowie z reporterem RMF Marcinem Buczkiem dodał, że teraz wszystkie czujniki będą sprawdzone. Wizja lokalna potwierdziła także wersję, że metan nie tylko się zapalił, ale także wybuchł. Świadczą o tym znalezione tam m.in. zniszczone górnicze kaski, spalone izolacje kabli elektrycznych, a przede wszystkim zniszczone specjalne tamy przeciwwybuchowe. To one także zatrzymały podmuch, dzięki czemu nie przedarł się on dalej. Wybuch metanu nie uszkodził natomiast podziemnych górniczych urządzeń. To nie koniec wizji lokalnych. Jeszcze dziś pod ziemię zjadą kolejne grupy ekspertów.