Licytacja bmw Kurskiego związana była z przegranymi przez polityka PiS dwoma procesami, jakie wytoczyła mu "Gazeta Wyborcza". Mimo wyroku sądowego Kurski nie opublikował przeprosin. "Gazeta" - za zgodą sądu - zrobiła to zatem sama w ramach "wykonania zastępczego", ale koszty ogłoszenia musiał pokryć sam Kurski. Na poczet długu komornik zajął auto polityka, które miało być dziś zlicytowane. Podczas licytacji nie udało się sprzedać samochodu. Żadna z pięciu osób (wśród nich m.in. dziennikarz i poseł PiS Zbigniew Kozak), które przystąpiły do licytacji, nie chciała zapłacić ceny wywoławczej czyli 89 tys. 250 zł. Tuż po licytacji Kurski podczas briefingu prasowego wrzucił do szklanego naczynia 90 tys. zł i przekazał pieniądze komornikowi. Zaapelował do Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej", aby "te pieniądze, które wymusza przy pomocy komornika na polityku przeciwnej opcji, przekazała powodzianom z Bogatyni". Ze swej strony poseł przekazał na pomoc powodzianom 5 tys. zł. Kurski powiedział, że "egzekucja komornicza wobec niego jest zakończona; łącznie przekazał komornikowi 91 tys. 900 zł. - Zrobiłem tak, bo uznałem, że osiągnąłem cel czyli dotarłem do opinii publicznej z alarmem, że "Gazeta Wyborcza", która zaczynała od odzyskania wolności, dożywa po ponad 20 latach jako żandarm debaty politycznej - podkreślił. Europoseł mówił, że do licytacji doprowadził świadomie. - Bo w tej sprawie nie chodzi o samochód, ale mamy do czynienia z pierwszą w wolnej Polsce po 1989 roku licytacją majątku polityka przez potężny koncern medialny za głoszone poglądy - zaznaczył. - Ja jestem ofiarą wyroku sądowego za wyrażoną opinię, nie jest prawdą jakobym kogokolwiek znieważył i zniesławił. Wyraziłem cztery lata temu banalną opinię, że mamy do czynienie ze swoistym antypisowskim porozumieniem części mediów i części biznesu - powiedział dziennikarzom polityk. Kurski poinformował, że w internecie zamieścił spot pt. "Licytacja za poglądy". W ponad sześciominutowym filmie tłumaczy, dlaczego doszło do licytacji "rodzinnego samochodu" oraz o działaniach "GW" w tej sprawie. Zobacz film: Przy okazji podziękował wszystkim osobom, które podpisały się pod protestem przeciwko licytacji jego auta. W niedzielę sprzeciw wyrazili m.in. Zbigniew i Zofia Romaszewscy, Maciej Łopiński, Marek Migalski, Paweł Kowal, Jan Pietrzak, Andrzej Zybertowicz, Ryszard Bugaj oraz dziennikarze m.in. Jerzy Jachowicz, Igor Janke, Michał Karnowski, Joanna Lichocka, Piotr Semka, Bronisław Wildstein, Piotr Zaremba. W liście przekazanym PAP ocenili, że wypowiedzi Kurskiego mieściły się w ramach szeroko rozumianej krytyki i polemiki politycznej, a licytacja majątku to "praktyka oznaczająca dławienie wolności słowa i ograniczanie debaty publicznej". "Konfiskaty lub licytacje majątku za poglądy są standardem białoruskim, stosowane były w czasach PRL-u. Licytacja majątku Jacka Kurskiego jest tym bardziej niezrozumiała, że wykonał on wyrok, z którym się nie zgadzał, w tej części, która była wykonalna ekonomicznie (przeprosiny w TVP, nawiązka dla Zakładu Ociemniałych w Laskach, zwrot kosztów sądowych)" - napisali. Podczas briefingu Kurskiemu towarzyszyła grupa działaczy i sympatyków PiS. Wszyscy mieli zaklejone usta paskiem z logo "Gazety Wyborczej". Kurski przegrał z Agorą dwa procesy. Miał przeprosić za to, że cztery lata temu w programie telewizyjnym "Warto rozmawiać" oskarżał gazetę o układ medialny z firmą handlującą ropą J&S. Pokazywał też egzemplarz "GW" z artykułem o sobie i mówił, iż są w nim "same kłamstwa". Wskazywał, że "GW" wiele miejsca na kolejnych stronach poświęca na "oszalałe ataki na PiS". Drugi proces Agora wytoczyła europosłowi za jego wypowiedz z 2008 roku, gdy - komentując pierwszy wyrok - mówił o dławieniu wolności słowa i terrorze medialnym "Gazety". Również w tym wypadku sąd nakazał przeprosiny.