Po latach okazało się, że umowa jest wręcz niemożliwa do realizacji - dostawy są gigantyczne, drogie i płyną tylko z jednego źródła, co - jak mówią politycy różnych opcji - zagraża bezpieczeństwu energetycznemu kraju. Dziś potwierdziła to opinia NIK-u. Jej zdaniem rząd musi zrobić wszystko, by Polska nie była zdana wyłącznie na dostawy rosyjskiego gazu. Dlatego - twierdzi wiceprezes NIK-u Krzysztof Szwedowski - dobrze się stało, że zawarliśmy kontrakt z Norwegami (od 2005 roku Polska otrzymywałaby 5 mld metrów sześciennych gazu): "Właściwym było podpisanie tego kontraktu, zarówno kontraktu norweskiego, jak i duńskiego". Tymczasem minister gospodarki Jacek Piechota kwestionuje kontrakt z Norwegią, a to może oznaczać całkowite uzależnienie od dostaw z Rosji. Zarzuca NIK, że na wyniki raportu wpłynęły poglądy polityczne prezesa Izby. Na podstawie "kontraktu stulecia" Polska sprowadza więcej gazu niż jest w stanie zużyć lub zmagazynować (magazyny mieszczą nieco ponad 1 mld metrów sześciennych gazu). Umowa jest jednak tak skonstruowana ("bierz lub płać"), że nawet jeśli nie odbierzemy zakontraktowanego gazu, to i tak musimy za niego zapłacić. Najważniejszą więc sprawą jest uregulowanie tej kwestii. Przedstawiciele rządu zapewniają, że "problem rozumieją", ale rozmowy z Rosjanami trwają i trwają, a jednym efektem jest zapowiedź dalszych rozmów. Jeśli ta sprawa nie zostanie rozwiązana, to gaz norweski tym bardziej nie będzie nam potrzebny (w sumie dostaniemy o 30 proc. gazu więcej niż potrzebujemy).