Dodał, że sprawa jego agentury została dokonana na zlecenie "najwyższych władz PRL". "Zamieszczane w internecie, krążące w odpisach, książkach, artykułach, a nawet perfidny film tylko na bazie podrabianych, spreparowanych materiałów, a to są ksera z ksera, nigdy nie było, nie mogło być i nie ma oryginałów, co opisano w wyroku sądu lustracyjnego. Agentów TW "Bolek" w dokumentacji SB jest około 54. Nigdzie ja nie byłem tym Bolkiem, nie było mojej zgody na współpracę, ani mojego podpisu na żadnym dokumencie tego typu czy donosie" - napisał b. prezydent, który do czwartku przebywa we Włoszech. Wałęsa podkreślił, że nie ma jego nazwiska "w dziennikach rejestracyjnych i innej dokumentacji oryginalnej", a istnieje ono jedynie "w kserach z kser robionych od dawna przez aparat komunistyczny dla prowokacji i szantażu dla łamania mnie i odbierania mi autorytetu". "Dokumentacja ta i materiały te powstały na skutek preparowania i gromadzenia w różnych szafach, sejfach donosów, anonimów, paszkwili dosyłanych pocztą do różnych instytucji i tysięcy osób w walce ze mną" - dodał. "Zobaczcie w tych dokumentach, była bardzo liczna grupa zawodowców podrabiających i rozprowadzających te materiały, czy tego nie widzicie. W tych zasobach są nazwiska stopnie czy jesteście ślepi" - napisał Wałęsa. Zdaniem Wałęsy, "wymieniali się ludzie dysponujący tymi szafami i sejfami". "W pewnym momencie niedoinformowani zmiennicy, nie wiedząc o sposobie powstawania i gromadzenia uznali to za materiał archiwalny i oryginalny zaczynając od min. Macierewicza, który nie zapytał się poprzednika min. Kozłowskiego skąd są między innymi te materiały w jego zdobytym sejfie" - twierdzi b. prezydent. "Tak powstał wirtualny agent, ten Bolek, a niektórzy za wszelką cenę z różnych powodów na siłę chcieli by mnie w to wrobić. Popatrzcie spokojnie i bezstronnie na już ujawnione, a będą jeszcze ujawniane, i wyciągając wnioski, a nie na siłę, co niektórzy chcieli by mi dopisać złamanie się kiedykolwiek. Nigdy nie byłem tym Bolkiem i nie dałem się złamać nikomu i nigdy to nie nastąpi. Można mnie zabić, ale nie pokonać w sprawach i tematach podstawowych" - zapewnił Wałęsa. Wałęsa oświadczył także, że w jego przypadku "sprawa agenturalna" była "od początku do końca robiona" na "zlecenie najwyższych władz PRL" i dlatego jest "technicznie nieźle zrobiona". "Obiecano mi to, gdy nie dałem się kupić, zastraszyć ani złamać, będąc samotnie internowanym. Próbkę wykonano podrzucając te właśnie podrobione dokumenty internowanej w 1982 r. pani Annie Walentynowicz. Te dokumenty w tamtych czasach dla prowokacji i zaszantażowania zrobione krążą po świecie do dziś i są niekiedy brane za prawdziwe" - oświadczył b. prezydent. Wałęsa przypomniał również, że o podrabianiu akt przez SB wspomniał także sąd lustracyjny, rozpatrując jego oświadczenie lustracyjne. "Jestem gotów na wyjaśnienie każdej niejasnej kwestii" - zadeklarował. "Nie życzę sobie by powstawały książki czy filmy oparte o paszkwile i podróbki. Nigdy nie dałem się kupić, złamać, ani zastraszyć. Walczyłem jak potrafiłem najlepiej nabierając praktyki, bez której nie byłbym w stanie poprowadzić do zwycięstwa w 1980 r." - głosi oświadczenie Wałęsy. Pod swoim oświadczeniem Wałęsa umieścił także siedem dokumentów. Są to publikowane już wcześniej materiały: notatka SB z 1971 r. o odmowie podjęcia przez Wałęsę współpracy z SB, orzeczenie sądu lustracyjnego z 2000 r., że złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL, zaświadczenie IPN o statusie pokrzywdzonego i informacja o niefigurowaniu w Kartotece Karnej Krajowego Rejestru Karnego. Ostatnim dokumentem jest trzystronicowe doniesienie TW "Bolka", które we wtorek było przez krótki czas na jego stronie ujawnione przez PAP i portal TVN 24. Wałęsa ujawnia dokumenty, jakie otrzymał z IPN, od niedzieli. Łącznie opublikował już ok. 800 stron. W dwóch z nich, sporządzonych przez gdańską SB w 1979 r., pojawiło się zdanie, że "w czasie pracy w stoczni był wykorzystywany operacyjnie przez SB". Publikując dokumenty w internecie, były prezydent twierdzi, że chciał zaprzeczyć twierdzeniom m.in. Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy i Krzysztofa Wyszkowskiego, jakoby był agentem SB o kryptonimie Bolek. Liczył, że po ich lekturze Walentynowicz i małżeństwo Gwiazdów, którzy - w jego ocenie - byli manipulowani przez SB, "przeproszą go i oddadzą odznaczenia państwowe".