Samochody - jednym do momentu wypadku jeździła premier Szydło, drugie użytkuje obecnie prezydent Duda - zostały zakupione za ponad 5 mln zł. Jak podaje dziennik, rezerwa celowa na ich zakup została uruchomiona z przeznaczeniem na wydatki związane z organizacją Światowych Dni Młodzieży. Te odbyły się w Polsce pod koniec lipca ubiegłego roku. Tymczasem samochody odebrano od producenta dopiero w grudniu, czyli blisko pół roku później. Według "Rzeczpospolitej", taki manewr może być uznany za złamanie dyscypliny finansów publicznych. Do momentu wysłania artykułu do druku gazecie nie udało się uzyskać w tej sprawie komentarza Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ani Biura Ochrony Rządu. Więcej w "Rzeczpospolitej". Wypadek z udziałem premier Szydło Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento; jego 21-letni kierowca Sebastian K. przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo. W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia. Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. 14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podaje treści jego wyjaśnień. Śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół trojga prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Nadzór nad śledztwem objęła Prokuratura Regionalna w Krakowie.