Bo - na przykład - scenografia jest świetna. Plażę szekspirowskiej, śródziemnomorskiej wyspy na którą zesłano Prospera - umieszczono w więzieniu o szarych murach. Muzyka i nastrój dorównują najlepszym "tripowym" teledyskom. Nie wspominając o świetle, które zanurza całą publiczność w niesamowitych klimatach. Świetna jest też gra. Prospero, czyli Michał Jarmicki - jest ociężały i rozhisteryzowany, Miranda - wiarygodna i naturalna w swoim dziewczęcym erotyzmie, a Kaliban - nieprzewidywany i infantylny. Wszyscy aktorzy oddają idealnie miałkość i jałowość funkcjonowania na pustej wyspie. Rzecz w tym, że tę miałkość i jałowość odczuwają też widzowie. Tylne rzędy - cóż poradzić - spały. Okazało się, że nawet na najlepszy "tripowy" teledysk trudno patrzeć przez dwie godziny, jeśli niewiele się w nim dzieje, poza wykonywaniem przeładowanych symboliką gestów.