Chodzi o felieton z marca 2011 r. ówczesnego redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego. W dodatku "Plus Minus", w artykule "Sekrety strategii premiera", napisał on m.in., że "nic nie pomaga spuszczenie ze smyczy Stefana Niesiołowskiego. Wprawdzie po staremu ujada za swoim panem, tyle że szkody nie czyni". Niesiołowski poczuł się urażony tymi słowami i pozwał gazetę o ochronę dóbr osobistych. - Porównanie mnie do psa jest tym, co robili naziści, czyli próbą odczłowieczenia - mówił na sierpniowej rozprawie. Nie żądał przeprosin, a jedynie 10 tys. zł zadośćuczynienia, co, jego zdaniem, "nie jest wygórowaną kwotą dla wysokonakładowego dziennika". Przeprosin nie chciał, bo - jak tłumaczył - "Rz" już w przeszłości publikowała takie po przegranych procesach, ale sens przeprosin unicestwiała, publikując obok swój komentarz. Pozwany wydawca "Rz", wnosząc o oddalenie pozwu, przekonywał, że nieporozumieniem jest odbieranie publikacji wprost - jako mającej na celu poniżanie, a sformułowania o smyczy i ujadaniu mają charakter "idiomatyczny". Na tym stanowisku stanął we wtorek sąd, oddalając powództwo. Mocą wyroku Niesiołowski ma też wpłacić pozwanym 1,2 tys. zł tytułem zwrotu kosztów adwokackich. - Inkryminowane sformułowania to wyrażenia idiomatyczne, o swoistym znaczeniu, odmiennym od literalnego - wyjaśniała w ustnych motywach rozstrzygnięcia sędzia Małgorzata Borkowska, zaznaczając, że w żadnym razie nie można tego rozumieć jako porównania do psa. Jak podkreśliła, dziennikarz użył tych słów w felietonie - specyficznym gatunku dziennikarskim, cechującym się lekkim językiem i możliwością wyrażania w nim osobistych poglądów, nawet w ostrej, przesadzonej formie. Według sądu nie bez znaczenia jest również, że sam Niesiołowski jest znany z ostrego, czy wręcz napastliwego względem innych, języka. "'Ja tę małpiarnię widziałem', 'Pan Bóg tak stworzył kurczaki, że są inteligentniejsze od kaczek'" - cytowała jego wypowiedzi sędzia Borkowska, dodając, że "sąd zna też z urzędu wypowiedzi posła Niesiołowskiego do dziennikarki Ewy Stankiewicz". - Wolność wypowiedzi i prawo do wyrażania opinii polega również na tym, że prawo to względem osób publicznych - a taką niewątpliwie jest Stefan Niesiołowski - zależy od tego, jak one same tego prawa używają. Skoro sam od ostrego języka nie stroni, nie może domagać się od sądu ochrony za używanie wobec niego podobnego języka - zakończył sąd, powołując się na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wtorkowy wyrok jest nieprawomocny i można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nie wiadomo, czy Niesiołowski to uczyni - we wtorek w sądzie nie było ani posła, ani nikogo w jego imieniu.