Portal wp.pl w opublikowanym we wtorek artykule "Ujawniamy. Tak tuszowano incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy" podał, że urzędnicy, władze LOT-u, szef agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotów, doradca prezydenta Dudy oraz dwóch wiceministrów próbowało tuszować niebezpieczny incydent, do którego doszło podczas lotu prezydenta latem 2020 r. Wirtualna Polska opublikowała przy tym stenogramy rozmów, z "których wynika, że prezydent lub ktoś z jego otoczenia naciskał na pilotów, a ci w konsekwencji złamali przepisy podczas lotu z Zielonej Góry do Warszawy". - Te informacje, które pojawiły się później, początkowo uważałem za kaczki dziennikarskie, próby szukania dziury w całym - stwierdził Andrzej Duda w rozmowie z Piotrem Witwickim. Zapewnił, że nie wiedział o jakichkolwiek nieprawidłowościach, jakie mogły towarzyszyć temu lotowi. - Nie wiedziałem o tym, byłem kompletnie nieświadomy. Pamiętam sytuację naszej bytności na lotnisku zielonogórskim, pamiętam, że stamtąd odlatywaliśmy i że było to wieczorem. Absolutnie nie było tam takiej sytuacji, żeby ktoś mnie pytał: czy lecieć, czy nie lecieć, żeby były jakieś wątpliwości, żeby ktoś z moich współpracowników jakąś aktywność w tym zakresie przejawiał, żeby ktoś z załogi nas pytał, czy chcemy lecieć, czy nie. Myśmy po prostu siedzieli, czekaliśmy aż samolot odleci i odleciał - mówił prezydent w rozmowie na łamach Interii. - Fakt tej sytuacji powinien zostać zbadany przez odpowiednie służby. To był samolot LOT-u, pilotowany przez pilotów wydelegowanych przez LOT, załoga cała była LOT-u. W związku tym, to jest kwestia tego, czy załoga LOT-u przestrzegała obowiązujących procedur, czy kontrola lotów zachowała się w sposób odpowiedni. I to właściwe organy powinny zbadać dokładnie, sprawdzić. Jeżeli były jakieś nieprawidłowości, to oczywiście powinny wyciągnąć konsekwencje - podkreślił Andrzej Duda. Rozlicz pit online już teraz lub pobierz darmowy program