Policja polityczna PRL nazwała tę konspirację "Ruchem". Używaliśmy tego słowa, choć nie była to nazwa organizacji. Oznaczało to tylko, że jesteśmy grupą ludzi o podobnych poglądach i celach. Że mamy dość bierności, zastraszonego i zniewolonego przez komunistów społeczeństwa. Tworzyliśmy konspirację antykomunistyczną działającą na rzecz niepodległości i demokracji. Społeczeństwo trwało wówczas sparaliżowane "małą stabilizacją" - była przecież połowa lat 60. Pożegnanie z marksizmem Decydującą rolę w tworzeniu "Ruchu" odegrało pokolenie ukształtowane w Polsce Ludowej. Nie mogło pamiętać wojny, ale w rezultacie patriotycznego wychowania i tradycji rodzinnych nie pogodziło się z komunistyczną hipokryzją, przemocą, zniewoleniem Polski i podporządkowaniem jej Sowietom. Istotna była rola rodziny Czumów, przede wszystkim Andrzeja Czumy i jego brata Benedykta. Ich ojciec, prof. Ignacy Czuma, był jednym z twórców KUL, posłem na Sejm w II RP i współtwórcą konstytucji kwietniowej. Pierwsze rozmowy o konieczności podjęcia zorganizowanych działań zaczęły się w 1964 r. Andrzej i Benedykt mówili o tym z kilkoma żołnierzami Armii Krajowej i powojennej konspiracji Wolność i Niezawisłość. Żywo zareagowali zwłaszcza Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz. Programem organizacji była deklaracja "Mijają lata" - ostry, antykomunistyczny tekst, odrzucający marksizm-leninizm jako całkowicie bezpłodny intelektualny bełkot służący utrzymywaniu się przy władzy grupy zdrajców, agentów i złodziei. Jego lektura po latach pokazuje, że już wtedy możliwe było zanegowanie marksizmu i domaganie się pełnej niepodległości. Tymczasem bardzo wielu intelektualistów i ludzi uważających się za doświadczonych politycznie doszło do tych wniosków dopiero w końcu lat 80. Niektórzy mają z tym kłopoty do dziś. "Ruch" jest najczęściej przedstawiany przez ludzi z różnych powodów odnoszących się do tej konspiracji niechętnie i ignorantów jako grupa, która przede wszystkim zamierzała wysadzić w powietrze pomnik i spalić Muzeum Lenina w Poroninie oraz zniszczyła tablicę Lenina na Rysach. W rzeczywistości były to epizody niemające wpływu na charakter, program i cele działania, nieznane też znakomitej większości uczestników. Zamachowcy czy pozytywiści To, co decydujące i najważniejsze w deklaracji "Ruchu", to sformułowanie przez młodych ludzi programu odzyskania niepodległości, odbudowania demokracji i likwidacji komunizmu w Europie. Jego autorzy ujawnili nie tylko całkowitą odporność na wszechobecną komunistyczną propagandę, lecz także na cały bardzo wówczas modny rewizjonizm. Nie uważali za stosowne ani możliwe naprawianie socjalizmu. Uznali system za nieludzki, dyktatorski, służący obcemu panowaniu i sprzeczny z polską racją stanu. Jak napisał historyk Antoni Dudek: "W historii polskiej myśli politycznej "Ruch" stanowi pomost, łączący powojenne podziemie antykomunistyczne z uformowanymi w końcu lat 70. organizacjami niepodległościowymi ROPCiO i KPN. W programie "Ruchu" nie było miejsca - jak w ówczesnych koncepcjach warszawskich "komandosów" Kuronia i Modzelewskiego - na poprawianie systemu komunistycznego, na nadawanie mu "ludzkiej twarzy"? Głoszenie tego rodzaju poglądów w gomułkowskiej epoce siermiężnego socjalizmu stanowiło akt wielkiej cywilnej odwagi". Pionierzy samizdatu Organizatorzy "Ruchu" nie mieli oczywiście, podobnie jak reszta społeczeństwa, pojęcia o tym, że na początku lat 60. żyli jeszcze ukrywający się bojownicy podziemia. Nastawiali się nie na walkę zbrojną, lecz na formułowanie programu i tworzenie organizacji zdolnej w sprzyjających okolicznościach wystąpić o jego realizację. Nikt nie mógł wiedzieć, kiedy taka możliwość się pojawi. Przywódcy "Ruchu" nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób wyobrażają sobie obalenie komunizmu w całej Europie, rozpad Związku Sowieckiego i wyzwolenie Polski. Jednak fenomen "Ruchu" polegał nie tylko na tym, że młodzi ludzie sformułowali odważny, radykalny i - jak się miało okazać w 1989 r. - realny program. Chodziło także o skuteczność samego działania. "Ruch" funkcjonował prawie pięć lat, a w okresie poprzedzającym aresztowania skupiał kilkaset osób, w tym kilkanaście bardzo aktywnych. Wydawał także dwa pisma. Redaktorem ogólnopolskiego "Biuletynu" był Emil Morgiewicz. W Łodzi wydawałem wspólnie ze Stefanem Turschmidem lokalny "Informator", oparty na przedrukach z tajnego biuletynu PAP. Sięgnijmy raz jeszcze do pracy Antoniego Dudka: "Pisząc o "Ruchu", nie można zapominać o jego niezależnej działalności wydawniczej. Pierwszy numer "Biuletynu", objętości 30 stron, ukazał się we wrześniu 1969 r. w nakładzie 200 egzemplarzy. Do czasu rozbicia organizacji przez SB zdołano wydać sześć numerów pisma. Była to praca prekursorka, bo prowadzona po przeszło 20-letnim okresie całkowitego monopolu wydawniczego komunistów. Niski nakład motywowano względami bezpieczeństwa, uznając, iż szeroki kolportaż umożliwiłby milicji szybkie zniszczenie organizacji". Tak długi okres działania podziemnej struktury był kompromitacją dla Służby Bezpieczeństwa. Konfidenci, obława i wczasy Kiedy się okazało, że szybkie rozbicie środowiska "Ruchu" przerasta możliwości bezpieki, zaczęła się usprawiedliwiać, bagatelizując znaczenie organizacji. W jednym z wewnętrznych opracowań SB czytamy: "Nietypowość tej organizacji polegała przede wszystkim na tym, że posiadała ona dość długi okres, prawie sześcioletni, w którym działalność ograniczała się do wyszukiwania i pozyskiwania członków, przy czym robiono to powoli, z zachowaniem maksimum konspiracji? Nawet w okresie Marca 1968 organizacja ta nie uzewnętrzniła ani nie nasiliła swojego działania? Były to główne przyczyny, które zdecydowały o tak długiej egzystencji tej nielegalnej organizacji" (Aleksander Muszyński, Kazimierz Sławiński, "Nielegalny związek "Ruch", formy i metody wrogiej działalności", Departament Szkolenia i Doskonalenia Zawodowego MSW, Warszawa 1970). I choć w końcu SB udało się umieścić konfidenta w łódzkich strukturach "Ruchu", to i tak nie doniósł on na swoich kolegów, na co skarżył się w sprawozdaniu jeden z oficerów SB. Dziś dzięki działalności IPN pozna-liśmy wiele nowych szczegółów związanych z aresztowaniami większości osób należących do "Ruchu". O istnieniu konspiracji z własnej inicjatywy i całkowicie dobrowolnie poinformował SB jeden z gdańskich studentów. W zamian zażądał pieniędzy na wycieczkę zagraniczną, które zresztą otrzymał. Ten donos umożliwił inwigilację kilku osób z kierownictwa "Ruchu". W tym samym czasie wpłynął też donos wraz z egzemplarzem "Biuletynu" z lubelskiego środowiska akademickiego. Tuż przed planowaną akcją w Poroninie jeden z członków "Ruchu" przez nieostrożność ujawnił zamiar przeprowadzenia "poważnego działania", co zaalarmowało SB, która obstawiła m.in. dworce, choć nie wiedziała dokładnie, o co chodzi. Wyroki dla wrogów ustroju Pierwsze aresztowania miały miejsce w Warszawie i Łodzi 20 czerwca 1970 r. Akcja trwała przez całe lato. Władze zdecydowały się na wytoczenie procesu mniej niż połowie zatrzymanych. W tajnej notatce Wydziału Administracyjnego KC PZPR czytamy: "nie byłoby celowym stawianie przed sądem całej 75-osobowej grupy - uzgodniono, że akty oskarżenia wniesione zostaną przeciwko 33 osobom, natomiast sprawy pozostałych 42 będą umorzone przez prokuraturę. Z uwagi na to, że procesy te będą na pewno omawiane przez wrogie rozgłośnie radiowe, zamierza się podać w naszych środkach masowego przekazu krótkie komunikaty PAP o rozpoczęciu rozpraw i zapadłych wyrokach. Szersze sprawozdanie z procesów uważam za niecelowe". Ostatecznie w głównym procesie przed sądem wojewódzkim w Warszawie za próbę obalenia ustroju socjalistycznego siłą skazani zostali: Andrzej Czuma i Stefan Niesiołowski (po 7 lat więzienia), Benedykt Czuma (6 lat), Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz (po 4,5 roku więzienia) oraz Emil Morgiewicz (4 lata). W pozostałych procesach najwyższe wyroki (3,5 roku więzienia) otrzymali mój brat Marek Niesiołowski i Wiesław Kęcik. Zarówno w śledztwie, jak i na procesach, znakomita większość oskarżonych zachowała się z godnością, a Andrzej Czuma w ogóle odmówił zeznań, broniąc jedynie na procesie programu i działań "Ruchu". Bardzo dzielni byli m.in. Jan Kapuściński i Joanna Szczęsna. Tylko w kilku przypadkach doszło do załamania w śledztwie i złożenia zeznań obciążających kolegów. Fałszywy, absurdalny i świadczący o nielojalności "manifest" napisała do prokuratora i sądu Elżbieta Nagrodzka. Najgorzej jednak zachował się Wiesław Jan Kurowski, który nie tylko obciążał kolegów w śledztwie i podczas rozprawy, lecz także współpracował z SB już po wyjściu z więzienia. A jednak przyszła wolność Zupełnie nieoczekiwanie sprawa "Ruchu" stała się dla Zenona Kliszki w grudniu 1970 r. pretekstem do obrony obalonej w rezultacie protestów na Wybrzeżu ekipy Władysława Gomułki. Towarzysz Zenon mówił na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR w dniu 19 grudnia 1970 r.: "Uruchomi się podziemie. Nie trzeba przecież zapominać, że na wiosnę była próba wysadzenia pomnika Lenina. W tej sprawie jest zatrzymanych około 40 osób należących do nielegalnej grupy, głównie byli WIN-owcy i AK-owcy. Przez nierozważną decyzję możemy otworzyć nowy front walki". Nie zdobył się jednak na przyznanie, że ponad 95 proc. aresztowanych to ludzie bardzo młodzi, wychowani w Polsce Ludowej. Ostatnio się okazało, że dzięki procesowi "Ruchu" w pewnym stopniu "skorzystał" Władysław Bartoszewski, któremu władze szykowały proces polityczny: "Najwyraźniej uznano, że postawienie przed sądem tak znanej osoby jak Bartoszewski będzie kłopotliwe dla nowej ekipy, która w początkach swych rządów chciała demonstrować liberalne oblicze. Tym bardziej, że w więzieniach na osądzenie czekało kilkudziesięciu działaczy konspiracyjnego "Ruchu". Próby podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie nie można było puścić płazem, współpraca z RWE była przestępstwem mniej spektakularnym i gorszącym" - argumentuje historyk Paweł Machcewicz. W wyniku amnestii i interwencji Kongresu Polonii w USA ostatni więźniowie skazani w procesach "Ruchu" opuścili więzienia w Barczewie (Andrzej Czuma i Stefan Niesiołowski) oraz w Strzelcach Opolskich (Benedykt Czuma) we wrześniu 1974 r. Już w 1976 r. doszło do kolejnych protestów, tym razem w Radomiu i Ursusie, oraz do powstania demokratycznej opozycji. Cztery lata później powstał NSZZ "Solidarność", co radykalnie zmieniło sytuację w Polsce i Europie, prowadząc w efekcie do upadku komunizmu. W 1989 r. spełniło się marzenie pokoleń, Polska odzyskała niepodległość. W jakiejś niewielkiej, trudnej do wyliczenia cząstce składała się na to także prowadzona w trudnych warunkach osamotnienia walka konspiracji znanej jako "Ruch". Stefan Niesiołowski Czytaj więcej w tygodniku