IPN zorganizował w Gdańsku konferencję naukową "Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża 1978-1980". Konferencja miała skutek wręcz odwrotny, zamiast zakończyć konflikt, jeszcze bardziej go podsyciła. Odżył dawny spór między Anną Walentynowicz a Lechem Wałęsą o jego rzekomą współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Przy jednym stole w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku zasiedli m.in. Anna Walentynowicz, Bogdan Borusewicz, Andrzej Gwiazda, Aleksander Hall, Kazimierz Świtoń, Lech Wałęsa i Krzysztof Wyszkowski. - Miałem trudne momenty w swojej prywatnej walce z komunizmem. Kiedy po grudniu 1970 r. szedłem jako przedstawiciel Stoczni Gdańskiej na spotkanie z Gierkiem, to większość krzyczała mu, że "pomożemy". Ja tego nie zrobiłem. Na drugi dzień miałem u siebie bezpiekę i pytali mnie, czy będę pomagał w budowaniu Polski. Wymagano ode mnie współpracy, ale nigdy nie agenturalnej, nigdy donoszenia na kolegów - powiedział Wałęsa. Były prezydent podkreślił, że od "budowania Polski nie szło się wymigać". - Ale kiedy okazało się, że nie idzie to we właściwym kierunku, to chyba na dwa miesiące przed Radomiem powiedziałem im: żadnych rozmów, żadnych kontaktów, tam są drzwi. Na to są dokumenty - dodał założyciel "Solidarności". - Wałęsa miał zrobić strajk w mojej obronie, ale nie zrobił. Przyjechał do stoczni motorówką z dowództwa Marynarki Wojennej w Gdyni, kiedy strajk już trwał. Ten fakt potwierdził rok temu w obecności 10 osób Tadeusz Fiszbach (b. I sekretarz KW PZPR w Gdańsku) na plebanii księdza Henryka Jankowskiego - powiedziała Walentynowicz. Była suwnicowa Stoczni Gdańskiej zarzuciła też Wałęsie, że w sierpniu 1980 r. chciał zakończyć strajk już trzeciego dnia, czym "skompromitował" Wolne Związki Zawodowe. - Agentem mnie nazwać - to jest nieprawdopodobne! Nawet pomyśleć coś takiego to grzech. To się nie mieści w głowie. I co ja mam teraz zrobić? Do sądu podać, to powiedzą, że mszczę się na staruszce - powiedział wzburzonym głosem Wałęsa. B. prezydent ubolewał, że część jego przyjaciół z WZZ posądza go o współpracę z aparatem bezpieczeństwa PRL. - Z premedytacją wszystkie dokumenty na mnie są zrobione - przekonywał. Dodał, że dziś uważa się za człowieka przegranego, m.in. dlatego że "Solidarność" wybrała pokojową formę walki z komunizmem. - To od razu dało przewagę tym, którzy mieli władzę 40 lat i pieniądze - wyjaśnił. Gorący nastrój dyskusji próbowali łagodzić m.in. Aleksander Hall i Bogdan Borusewicz. - Mam apel, żebyśmy wyszli z tego spotkania zbudowani, a nie urządzali targowiska i szerzyli frustracje, które są znane. Skoro usiedliśmy razem przy tym stole, to zobowiązuje do czegoś - poprosił ten ostatni. Już na początku spotkania b. działaczy WZZ Wałęsa zagroził, że wyjdzie z sali, jeśli prowadzący debatę naukowcy z Instytutu Pamięci Narodowej nie zmienią jej charakteru. Historycy Andrzej Friszke i Paweł Machcewicz chcieli, aby członkowie WZZ opowiedzieli m.in., jak doszło do powstania tej organizacji i jakie były metody działalności, aby takie szczegóły mogły służyć historykom. - Bezpieka zwyciężyła i podzieliła nas, i zwycięża dzisiaj. To sprawdźmy, jak bezpieka nas rozgrywała i rozgrywa - zaproponował zamiast tego Wałęsa. Jak Wałęsa i Walentynowicz skomentowali swoją kłótnię - posłuchaj w relacji reportera RMF: