"Stuttgarter Zeitung" (SZ) pisze: "Książka o katastrofie wydana nakładem oficyny Econ w Duesseldorfie, wywołuje wielkie poruszenie w polskich mass mediach - jej autor prezentuje bowiem tezę, że katastrofa mogła być następstwem zamachu rosyjskiej tajnej służby FSB. Jako dowód autor Juergen Roth cytuje między innymi z akt Federalnej Służby Wywiadowczej BND z marca 2014 r., gdzie opisano spisek polskich czołowych polityków z rosyjską tajną służbą. Służba BND na zapytanie gazety jednak dementuje dobitnie te informacje", pisze stuttgarcka gazeta, przytaczając szczegóły raportu Naczelnej Prokuratury Wojskowej ws. błędów i zaniedbań, jakich dopuściły się władze wojskowe, odpowiedzialne za transport VIP-ów. "Na tym tle ukazuje się książka "Tajne akta. Smoleńsk" Juergena Rotha. Znany dziennikarz zbiera w tej publikacji cały szereg znanych, ale do tej pory nieupublicznionych szczegółów, które z jego punktu widzenia podbudowują tezę, że katastrofa smoleńska była zamachem. Najciekawszy dokument, z którego cytuje autor jest dokument BND z marca 2014 r. Ma być to swego rodzaju doniesienie z pierwszej ręki agenta BND o rozmowach, jakie prowadził z wysoko postawionym członkiem polskiego rządu i jednym z czołowych agentów rosyjskiej służby FSB. (...) Teza, jakoby z katastrofą tupolewa mógłby kryć się spisek polskich polityków opozycyjnych i rosyjskich agentów, nie jest nowa. Już krótko po katastrofie krążyły takie spekulacje, nawiązujące m.in. do miliardowego kontraktu rosyjskiego koncernu energetycznego Gazprom, który ponoć swego czasu chciał zablokować prezydent Kaczyński, Dowieść tego nikt jednak nie mógł. Teza, że niemiecka służby BND miała odpowiednie informacje na ten temat byłaby czymś zupełnie nowym". "Stuttgarter Zeitung" cytuje wypowiedź rzecznika prasowego BND Martina Heinemanna, który stwierdził, że "BND nigdy nie twierdził, ani tym bardziej nie donosił o tym rządowi RFN, że w przypadku tragicznej katastrofy samolotu w roku 2010 mogłoby chodzić o zamach". Rzecznik zaznaczył, że BND nie jest znany dokument, na którym opiera się teza zamachowa Juergena Rotha. "W całej instytucji BND niedawno szukano takiego dokumentu z marca 2014 r. i nic takiego nie znaleziono. W obecnej chwili nie można także definitywnie ocenić, czy w grę nie wchodzi może jakieś fałszerstwo". Także portal internetowy magazynu "Focus" pisze o książce Rotha. Pisze m.in. o wywiadzie, jakiego 69-letni dziennikarz udzielił tabloidowi "Bild", gdzie opowiadał, że jeden z "głównych oficerów rosyjskiej służby FSB miał umieścić na pokładzie prezydenckiego samolotu kilka ładunków TNT, korzystając przy tym z polskich pomocników na warszawskim lotnisku". O książce Juergena Rotha piszą także dwie gazety austriackie "Tiroler Tageszeitung" i "Salzburger Nachrichten". "Jakby na dowód, że teorie spiskowe ws. katastrofy smoleńskiej nie są tylko i wyłącznie polską specjalnością, zbliżony do PiS nadawca Telewizja Republika przed kilkoma dniami przedstawił niemieckiego publicystę Juergena Rotha, który twierdzi, że rosyjski wywiad FSB odegrał 'znaczącą rolę' w zamachu na samolot prezydencki. Jest on, jak twierdzi w posiadaniu dwóch raportów niemieckiej służby, w których wychodzi się z założenia, że na pokładzie rządowego samolotu był materiał wybuchowy. BND to zdementował, polski minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna zaklasyfikował te raporty jako beletrystykę. 'Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nie słyszałem nic o istnieniu takich dokumentów, powiedział w środę w wywiadzie radiowym". opr. Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle