"Welt" pisze, że polscy wyborcy jeszcze raz postarali się, by na ostatnich metrach wybory trzymały w napięciu, bo "przez moment wyglądało na to, że Jarosław Kaczyński mógłby wygrać niewielką większością walkę o urząd polskiego prezydenta". Dziennik podkreśla, że w najbliższych latach władze polskiego państwa wywodzić się będą z jednego obozu. "Jeszcze trzy miesiące temu polską politykę charakteryzowała skomplikowana gra między liberalno-konserwatywnym premierem Donaldem Tuskiem a narodowo-konserwatywnym prezydentem Lechem Kaczyńskim. Te czasy już minęły. Daje to systemowi politycznemu Polski stabilność, którą pięć lat temu mało kto uważał za możliwą" - pisze "Welt". Według gazety od pewnego czasu było jednak widoczne, że "radykalno-konserwatywny oraz narodowy duch jest w odwrocie". "Szybka i zrównoważona modernizacja kraju pociągnęła za sobą zmianę hierarchii wartości, co zepchnęło katolicki i silnie narodowo-polski fundamentalizm do defensywy. Na końcu zaczął tracić zwolenników" - ocenia "Welt". Gazeta dodaje, że "to dobry proces normalizacji, który może okazać się trwały, bo Platforma Obywatelska sama ma konserwatywne rysy" i może zintegrować konserwatywnych wyborców. "Nowy prezydent Polski jest zdecydowanym zwolennikiem UE i dołoży starań, by zrobiono użytek z nowej pewności siebie tego kraju w UE - to zbawienny kuksaniec dla wszystkich, którzy wciąż widzą w Polsce niepewny kraj dawnego bloku wschodniego" - pisze dziennik. Zauważa również, że Polsce brakuje silnej socjaldemokracji, co może jednak zmienić Sojusz Lewicy Demokratycznej z Grzegorzem Napieralskim. Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że "zwycięstwo Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich jest sukcesem dla Polski i dla Europy". Gazeta komentuje, że to premier Tusk "jest może większym zwycięzcą niż Komorowski". "Zwycięstwo Komorowskiego jeszcze rozszerzyło pole manewru dla premiera, który w myśl konstytucji jest i tak najsilniejszym człowiekiem w państwie. Przeprowadzenie wielu reform rynkowo-liberalnych, które od lat on (Tusk) obiecuje, nie powiodło się przez weto prezydenta Kaczyńskiego. Teraz Tusk ma przyjaciela w Pałacu Prezydenckim, który pochodzi z tego samego obozu i wybrał zgodę na motto kampanii wyborczej" - komentuje "FAZ". "W tej konstelacji - jako bezsprzeczny szef partii, premier kraju z 38 milionami mieszkańców i silnym wzrostem gospodarczym, jako przyjaciel głowy państwa i bohater sondaży - Tusk jest być może najsilniejszym szefem rządu w Europie. Teraz może udowodnić, jak bardzo poważnie traktuje swoje obietnice reform" - dodaje dziennik. Ocenia, że niedzielne wybory były sukcesem całej Polski, która "przed pięciu laty była naznaczona aferami korupcyjnymi, trapiona bezrobociem i rozdarta między ukształtowaną przez postkomunistyczne kadry lewicę a podzieloną na kilka partii agresywno-narodową, klerykalno-populistyczną prawicę". "Narodowo-konserwatywni bracia Kaczyńscy (...) przygotowali fazę głośnych konfliktów z Berlinem, Moskwą i Brukselą" - dodaje "FAZ". "Dziś natomiast Polsce wiedzie się tak dobrze, jak nie było od 300 lat, od czasów, gdy Jan Sobieski uratował Wiedeń przed Turkami. Groźna IV Rzeczpospolita, opierające się na szpiclach i policjantach narodowo-klerykalne państwo prezydenckie, które narodowa prawica jeszcze niedawno propagowała, nie jest już tematem po oczyszczającym traumatycznym przeżyciu, jakim dla Jarosława Kaczyńskiego była najwyraźniej śmierć jego brata" - komentuje niemiecki dziennik. Ocenia też, że Tusk ma szansę nie tylko zakończyć kadencję w terminie, ale jako pierwszy premier może drugi raz z rzędu wygrać wybory. Według "FAZ" wraz ze stabilizacją Polski, największego z państw, które weszły do UE w 2004 r., "ryzykowny projekt" rozszerzenia Unii na wschód "nieoczekiwanie zakończył się znacznym sukcesem". "Podczas gdy w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii przywódcy się chwieją, Polska rozwija się w kierunku europejskiej siły kierowniczej" - pisze "FAZ". "Zwycięstwo Komorowskiego ma zatem wiele znaczeń: to krok naprzód dla niego, dla Polski i dla Europy. Tylko jednego ten wybór nie oznacza: koncepcja eksportu demokracji, która w innych miejscach doznała pewnego ciosu, niekoniecznie musi się sprawdzić tu w środkowej Europie 20 lat po końcu dyktatury. Bowiem Polska nie była zmuszona do tego, by importować podstawy demokracji. Sama je stworzyła jeszcze w czasach dyktatury, dzięki związkowi zawodowemu Solidarność. Dziś Polska sama może eksportować europejskie wartości" - dodaje "Frankfurter Allgemeine Zeitung".