"Choć przyczyny tego incydentu nie zostały jeszcze ostatecznie wyjaśnione, to spowodowane przezeń szkody są faktem, a są to szkody niemałe" - ocenia warszawski korespondent największej opiniotwórczej gazety w Niemczech Klaus Brill.Jego zdaniem skandal podsłuchowy uderzył w polski rząd w najbardziej nieodpowiednim momencie, gdyż właśnie teraz chciałby on w związku z kryzysem na Ukrainie zaakcentować na forum UE i NATO wyraźniej swój sprzeciw wobec gróźb Rosji. Jedną z najważniejszych postaci w tej grze jest minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który wskutek afery "ucierpiał najbardziej" - czytamy w "SZ".Autor komentarza zastrzega, że nie należy sugerować, iż Sikorski z długoletniego przyjaciela USA stał się ich przeciwnikiem, tylko dlatego, że przy obiedzie z przyjacielem tak ostro krytykował politykę Waszyngtonu. Jego słowa świadczą jedynie o zawodzie spowodowanym tym, że polskie apele o zwiększenie ochrony wojskowej przed Rosją nie znalazły wśród partnerów z NATO należnej odpowiedzi - tłumaczy autor komentarza. "SZ" zwraca uwagę, że nagrana rozmowa miała miejsce przed wizytą Baracka Obamy w Warszawie, podczas której prezydent USA "wyszedł Polakom naprzeciw", chociaż ich apel o rozlokowanie dwóch brygad NATO nie został spełniony. "Słowa użyte przez Sikorskiego są kompromitujące, ale ich znaczenie jest drugorzędne" - ocenia korespondent. Jak zaznacza, o wiele ważniejsze jest pytanie, kto wyreżyserował warszawski skandal. "To pytanie będzie nadal przedmiotem sporów, nie ma natomiast wątpliwości, kto skorzystał (na skandalu) - odpowiedź jest jednoznaczna: władcy na Kremlu" - konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".