Całe życie mieszkał w Hanowerze. Tam się urodził, dorastał, wykształcił na architekta, założył rodzinę i pracował. Nigdy nie myślał o przeprowadzce do innego miasta, a już wcale - do innego kraju. Cztery lata temu zostawił dawne życie i przeprowadził się do Polski, gdzie zamieszkał w małej wsi położonej 60 km od polsko-niemieckiej granicy, w domu swojej dawnej opiekunki. - Powiedziałam mu: "Arnold, będziemy się budować", a on na to: "Będziecie się budować? To ja się przeprowadzam z wami - opowiada Grażyna Jędrzejczak, która do 2016 r. opiekowała się Arnoldem i jego rodziną w Hanowerze. "Do domu starców nie pójdę!" Grażyna Jędrzejczak przez prawie dziesięć lat opiekowała się rodziną Leissler. Początkowo zajmowała się żoną Arnolda, Gertrudą, która chorowała na demencję. Po jej śmierci do Grażyny dołączyła jej siostra i na zmianę doglądały Arnolda i jego syna, również Arnolda. Syn po powrocie z Włoch, gdzie spędził wiele lat, zamieszkał na stałe z rodzicami. W swoim atelier, jako zawodowy artysta malarz, do końca życia malował obrazy: "Po ukończeniu szkoły nie było wątpliwości, jaka będzie jego zawodowa przyszłość. Ja sam chciałem zostać malarzem, ale wówczas, w latach dwudziestych, było to niemożliwe, dlatego teraz Arnold (syn) powinien nim być" - notuje w wydanej w 2014 r. książce "Wspomnienia", w której opisał historię swojego życia. Syn umiera niecałe dwa lata po matce, w wieku 75 lat. Arnold Leissler senior zostaje, w zaprojektowanym przez siebie domu, sam. Gdyby nie Grażyna Jędrzejczak i jej siostra, nie miałby zupełnie nikogo. Ale siostrom comiesięczne dojazdy do Hanoweru dawały się również we znaki. I jeszcze niemiecka "dwójka", która także Arnolda napawała lękiem. - On mówił, że to autostrada śmierci - relacjonuje Tadeusz Jędrzejczak, mąż Grażyny. Stulatek wiedział, że gdyby dwóm siostrom przytrafiło się jakieś nieszczęście, zostałby całkowicie sam. - A do domu starców iść nie chciał - dodaje Grażyna Jędrzejczak. Małżeństwo zaprojektowało dom z myślą o Arnoldzie Leisslerze. Ma on tu własny pokój z łazienką i tarasem, na którym maluje obrazy. - To członek rodziny. Pamiętam, że gdy poszłam tam do pracy, Arnold mi powiedział: "Grażyna, ty tu nie przyszłaś jako sprzątaczka albo jako ogrodniczka, tylko ty tu przyszłaś do pracy, do nas, jako rodzina i ty jesteś naszą rodziną, i żebyś nigdy nie czuła się inaczej. Tak też było. Zawsze siedziałam z nimi przy stole - wspomina Grażyna Jędrzejczak. Trzynaście operacji - To jest taki człowiek, który gdzie nie pójdzie, wszyscy go kochają. Taka dobroć bije od niego, on od siebie nie odpycha. Wszyscy go kochają! - mówi pełna zachwytu Grażyna Jędrzejczak. Arnold Leissler wiele przeszedł. Jego najbliżsi zmarli: syn, żona, rodzeństwo. Był wielokrotnie operowany. W wieku 105 lat przeszedł poważną operację serca. Dwa lata później, z powodu innych dolegliwości, ponownie trafił na stół operacyjny. - Miałem trzynaście operacji. Mam wszystko sztuczne, biodra, wszystko, ale czuję się dobrze - mówi. Ten drobnej budowy mężczyzna z wąsem jest prawdopodobnie najstarszym żyjącym Niemcem. Prawdopodobnie, bo lista niemieckich stulatków z powodu ochrony danych osobowych jest poufna, ale na pewno jest on najstarszym znanym Niemcem. - Pod Arnolda można ustawiać zegarek. Jak się umawia, że przyjdzie na szesnastą na karty, to słyszysz, tup, tup, tup, już idzie - śmieje się Tadeusz Jędrzejczak, który jest kompanem Arnolda do gry. Jego żona natomiast do gry w chińczyka, ale największą pasją stulatka jest malarstwo. Po przejściu na emeryturę, w wieku 75 lat poświęcił się swojej pasji, którą pielęgnuje do dziś. Jego ostatni obraz powstał w grudniu 2019 r. i tak jak pozostałe zawisł na jednej ze ścian jego nowego domu w Polsce. "Czuję się jak nowo narodzony" Arnold Leissler od ponad czterech lat mieszka w województwie lubuskim. Tu, w małej wiosce w gminie Lubiszyn na nowo odnalazł sens życia. - Jestem tu, bo sytuacja mnie do tego zmusiła, ale jestem bardzo szczęśliwy. Żyjemy razem jak rodzina - wyznaje. Życie w Niemczech już dawno zostawił za sobą. Wspomina, ale nie tęskni, o powrocie też nie myśli. - Hanower już dawno zapomniałem. Wszystko tam zniszczono. Mój dom, który zaprojektowałem. Tam już nie ma do czego wracać - deklaruje. - Tu jest mój nowy dom. Tu czuję się jak nowo narodzony, pomimo że jestem największym milczkiem, bo nie mówię po polsku i nie rozumiem o czym rozmawiają. Ale to może nawet i lepiej - śmieje się Arnold Leissler, który w 21 maja kończy 109 lat. - Czy on wygląda na swój wiek? - wtrąca Grażyna Jędrzejczak. Nie wiem, nigdy nie spotkałam nikogo w tym wieku, odpowiadam, ale na pewno nie zapomnę tego spotkania. Redakcja Polska Deutsche Welle