"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że pełny obraz tej elektryzującej opinię publiczną sprawy zobaczymy dopiero po wyroku sądu. "Będziemy wiedzieli, czy służby specjalne wykorzystały łatwy cel jako okazję do pokazania, że są potrzebne, czy też przeprowadziły wzorcową akcję, zapobiegając tragedii" - przekonuje autor artykułu. Według niego, odpowiedź na kluczowe pytania w tej sprawie znają na razie tylko ABW i prokuratura. Pozbawiona ważnych danych opinia publiczna musi na razie czekać i rozważać różne scenariusze. "Czy agenci ABW wiedzieli,gdzie K. kupuje broń i składniki do produkcji bomby, czy też wręcz pomagali mu w zakupie tych materiałów? Czy nie przekroczyli granicy, kreując groźnego terrorystę z mało w gruncie rzeczy groźnego "wroga systemu", piromana amatora?" - pyta "GW" w imieniu swoich czytelników. Wspólnicy zamachowca współpracowali z ABW "ABW zwerbowało wspólników bombera" - ujawnia "Fakt". "Zwerbowani przez zamachowca dwaj wspólnicy poszli na współpracę z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuraturą. Dlatego nie postawiono im zarzutów. Są świadkami, składają zeznania obciążające Brunona K." - pisze dziennik. Z jego relacji wynika, że w grupie Brunona K. działało 6 osób - dwaj kolekcjonerzy broni, dwaj potencjalni zamachowcy i dwaj agencji pod przykryciem. "Brunon K. rozdzielał role. Przekonywał, że precyzyjnie wykonany plan się powiedzie. Nie wykluczał też samobójczego ataku, ale niejednoznacznie mówił o tym, kto miałby go dokonać. Stąd dwaj zwerbowani mężczyźni nie byli pewni, czy ta rola nie przypadnie im" - mówi "Faktowi" osoba znająca kulisy śledztwa. Działający pod przykrywką agenci ABW wykorzystali wahanie wspólników krakowskiego naukowca i namówili ich do współpracy.