O pogrzebie Waldemara Chrostowskiego poinformowała w czwartek "Gazeta Wyborcza", a w ubiegłym tygodniu o jego śmierci Informacyjna Agencja Radiowa, która podała, że Chrostowski zmarł po długiej chorobie w wieku 79 lat. Waldemar Chrostowski był kierowcą ks. Jerzego Popiełuszki - duszpasterza ludzi pracy, kapelana Solidarności, który był represjonowany przez władze komunistyczne, aż do momentu jego zamordowania przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w nocy z 19 na 20 października 1984 r. Poza szykanami wymierzonymi w duchownego m.in. tzw. prowokacją na Chłodnej w 1983 r., czyli podrzuceniem przez esbeków do jego mieszkania materiałów go obciążających, ks. Popiełuszkę próbowano również zamordować. Do pierwszej próby zabójstwa duchownego przez funkcjonariuszy SB doszło 13 października 1984 r. Wówczas to, podczas jego powrotu z gdańskiej parafii św. Brygidy, jeden z przyszłych morderców, Grzegorz Piotrowski, rzucił w szybę samochodu księdza kamieniem. Chrostowskiemu, który kierował autem kapłana, udało się jednak go ominąć i odjechać. Grupa esbeków miała wówczas przy sobie m.in. worki, łopaty i kamienie. Morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki Ostatecznie do morderstwa ks. Jerzego doszło 19 października 1984 r. Popiełuszko wracał z Bydgoszczy, gdzie odprawił mszę dla ludzi pracy w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. W pobliżu wioski Górsk, na terenie niezabudowanym, zatrzymali go trzej funkcjonariusze IV Departamentu MSW, którzy sześć dni wcześniej przeprowadzili próbę zamachu: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala. Ksiądz został ciężko pobity, skrępowany sznurem i wrzucony do bagażnika esbeckiego auta. Chrostowskiego wówczas obezwładniono i wepchnięto do pojazdu. Zdołał on jednak wyskoczyć z jadącego samochodu i dotarł do kółka rolniczego w Przysieku, a potem do jednej z toruńskich parafii. Tam przekazał informację o uprowadzeniu Popiełuszki. Chrostowski nie odniósł większych obrażeń. Relacja Chrostowskiego o skoku z auta oraz pozostawieniu przez esbeków wywoływała pytania wśród badaczy zbrodni. Niektórzy z nich uważali, że Chrostowski był współpracownikiem SB. Akta bezpieki nie zawierają jednak jakichkolwiek informacji na temat jego udziału w spisku na życie księdza. Po zabójstwie zeznania Waldemara Chrostowskiego - jak zaznaczył historyk Jakub Gołębiewski z IPN, który opracowywał dokumenty dotyczące represji wymierzonych w księdza - przyczyniły się do skazania morderców. "To jego zeznania były kluczowe dla śledztwa - w trakcie przesłuchań opisał dokładnie przebieg zajścia i podał rysopisy porywaczy. W czasie procedury rozpoznania podejrzanych bez wątpliwości wskazał na Pękalę i Piotrowskiego. Nie mógł rozpoznać trzeciego sprawcy - Chmielewskiego pokazano mu w otoczeniu milicjantów ubranych w jednolite mundury" - napisał Gołębiewski w jednym z "Biuletynów IPN". Śledztwo IPN Mimo upływu ponad 36 lat od zabójstwa ks. Jerzego do dziś jednak nie wiadomo, czy za zabójcami z IV Departamentu MSW stali wyżej usytuowani mocodawcy. W ostatnich latach w tej sprawie toczyło się odrębne śledztwo IPN, które miało ustalić odpowiedzialność tych osób, które w MSW zajmowały wyższe stanowiska. Czynności śledcze w tej sprawie prokuratora IPN miały obejmować m.in. przesłuchania osób, w tym byłych funkcjonariuszy państwa komunistycznego. Profesor Jan Żaryn, który jako historyk Instytutu Pamięci Narodowej badał okoliczności śmierci księdza Popiełuszki wspomina Waldemara Chrostowskiego jako człowieka oddanego kapłanowi. Dzięki niemu udało się ocalić prawdę o uprowadzeniu księdza Popiełuszki. - Z tego powodu, że Waldemar Chrostowski uwolnił się ze szponów esbeckich mógł dotrzeć do świata, do księdza Nowakowskiego i innych osób i dzięki temu ta zbrodnia na księdzu Jerzym została w ogóle ujawniona, jako jedyna zbrodnia wykonana przez komunistycznych funkcjonariuszy, która miała pozostać jako zbrodnia nieznanych sprawców - wyjaśniał na antenie Radia Szczecin.