To kolejna już przerwa z powodu chorób sędziów - poprzednie przerwy wywołane tą samą przyczyną trwały od końca listopada 2006 r. do początków stycznia 2007 r.; od stycznia do kwietnia tego roku oraz od czerwca do wakacji. Przeniesiony z Gdańska proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników Wybrzeża trwa przed Sądem Okręgowym w Warszawie od jesieni 2001 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy; grozi im dożywocie. Od sześciu lat trwają żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prokuratora Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150. W 2006 r. Szegda ponowił wniosek, by wezwać już tylko ok. 100 świadków - tak, by proces mógł się wkrótce zakończyć. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków. Ostatnio sąd postanowił, że można ograniczyć się do odczytania zeznań tych świadków, którzy się nie stawią. 12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Żaden z oskarżonych nie zgodził się z zarzutami. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów formalnych. Na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r. proces przeniesiono do Warszawy, gdzie w 2001 r. ruszył na nowo. W akcie oskarżenia napisano, że zgodnie z prawem PRL tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni; w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał też, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich. 84-letniego Jaruzelskiego czeka też inny proces. Ponad 25 lat po wprowadzeniu stanu wojennego jego główni inicjatorzy i wykonawcy, w tym Jaruzelski, 82-letni b. szef MSW Czesław Kiszczak i 80-letni Stanisław Kania, b. sekretarz PZPR zostali w kwietniu oskarżeni przez IPN za jego bezprawne wprowadzenie. Proces będzie się toczył przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Nie wiadomo na razie, kiedy się zacznie. Jaruzelski jest oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw" (czyli WRON) - za co grozi do 10 lat więzienia. Drugi zarzut to podżeganie członków Rady Państwa do przekroczenia ich uprawnień przez uchwalenie w trakcie trwania sesji Sejmu PRL i wbrew konstytucji dekretów o stanie wojennym, datowanych formalnie na 12 grudnia. W 2006 r., gdy IPN stawiał mu zarzuty, Jaruzelski odrzucał je. Dodał, że jeśli dojdzie do procesu, będzie to "sąd moralny" nad "tymi w mundurach i bez mundurów" oraz z "milionami, którzy poparli stan wojenny".