pytał wówczas o negocjacje ws. tarczy antyrakietowej i jego znajomość z politykiem USA Ronem Asmusem. Przebieg rozmowy ujawnił w lipcu "Dziennik". - Wedle mojej pamięci pan prezydent nie wypowiedział frazy o tym, że nakłada klauzulę jakąkolwiek na tę rozmowę. Sceneria była niecodzienna, ale prawo jest prawem - powiedział w TVN24 Sikorski, nawiązując do faktu, że rozmowa odbyła się w zamkniętym pomieszczeniu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i była nagrywana. - Z tego co wiem, jest coś takiego jak prawda materialna, to znaczy fakt znania lub nieznania Rona Asmusa albo bycia lub niebycia tłumaczem jakoś mnie się nie kojarzy z tajemnicą państwową - dodał minister. Podkreślił, że negocjowana umowa w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której dotyczyła rozmowa z prezydentem, "nie miała charakteru tajnego". - Była przedmiotem wymiany poprzez maili, miała charakter jawny - mówił. - A to, czy ktoś zna Rona Asmusa czy nie, to pani wybaczy, to są ploteczki, a nie tajemnica państwowa - dodał. Zaznaczył, że "nadal nie wie, czy to (rozmowa) była tajemnica". Zdaniem Sikorskiego, BBN, które zawiadomiło prokuraturę o możliwości popełniania przestępstwa po ujawnieniu treści rozmowy, "chciało pokazać, że to nie wyciekło od nich". - A jak jest, zobaczymy - mówił. Pytany, czy "Dziennik" mógł otrzymać informację o przebiegu rozmowy z jego otoczenia, Sikorski odparł: - Ja nie przesądzam, skąd to wyciekło, ale powtórzę jeszcze raz: było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Zaznaczył, że nie miał dostępu do zapisu rozmowy. - To, czy ktoś zna Rona Asmusa czy nie, było przedmiotem żarcików. Chyba pani się nie spodziewa, że się takimi niecodziennymi pytaniami nie podzieliłem z kolegami, przecież relacjonowałem moje rozmowy z prezydentem kolegom politykom - odpowiedział minister na kolejny pytanie prowadzącej, czy materiał mógł "wyciec" z jego otoczenia. - Myślę, że można sobie wyobrazić lepsze użycie czasu prokuratury niż badanie sprawy, czy ktoś zna, czy nie zna Rona Asmusa - dodał Sikorski. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie informując o wszczęciu śledztwa nie podała żadnych szczegółów, uzasadniając to jego tajnym charakterem. Za ujawnienie tajemnicy państwowej grozi do pięciu lat więzienia. Według orzecznictwa Sądu Najwyższego przestępstwem jest pierwotne ujawnienie tajemnicy - przez urzędnika zobowiązanego do jej przestrzegania, który udostępnił ją mediom - a nie przez dziennikarzy, którzy ją opublikowali.