Agnieszka Sopińska: Z okazji 100 dni Sejmu wydała pani sobie bardzo złą ocenę, stwierdzając "jestem gorsza niż lepsza". Nelly Rokita: Jestem samokrytyczna. Tego nauczyli mnie rodzice. Wchodząc do Sejmu myślałam, że szybciej zrozumiem mechanizmy, jakie tu panują. Sądziłam, że szybciej będę skuteczniejsza. Tym bardziej że przecież znałam Sejm od kuchni. Bywałam tu, pomagałam mężowi. Ale bycia politykiem musiałam uczyć się od początku. Co pani zyskała, wchodząc do Sejmu? Na pewno łatwiej współpracuje mi się z kobietami, które są posłankami. Poza tym mam możliwość współpracy z kobietami z parlamentów europejskich i całego świata. Skuteczniej mogę promować polskie kobiety za granicą. A co pani zapisze po stronie strat? Mój mąż często jest teraz w Krakowie, ja w Warszawie. Jesteśmy więc podzieleni na dwa miasta. Pokonywanie odległości jest kłopotliwe, to utrudnia nam częste kontakty. Do strat nie zaliczy pani tego, że stała się bohaterką kpin i żartów? W programie Szymona Majewskiego występuje aktorka, którą panią parodiuje. Widziałam kilka jego programów. Ta pani, która mnie parodiuje, jest bardzo miłą osobą. Robi to nie najgorzej. Zresztą są dla mnie dość łagodni. Została pani też nazwana Dodą polskiej polityki. Nie znam Dody osobiście. Ale uważam, że jest ona wspaniałą kobietą. Ma swój urok. Nie mam za co się obrażać. Tym bardziej że uważam, że polityk nie może obrażać się na media. Musi być bardziej odporny na różne ataki. Jest pani lubianą osobą? Nigdy tego w tych kategoriach nie rozpatrywałam. A cenią panią koledzy z PiS? Myślę, że tak. A jak zareagowali na pani wykład w Tarnowskich Górach, gdzie podobno namawiała pani emerytów, by byli bardziej tolerancyjni wobec gejów i lesbijek? Ta moja wypowiedź została nieprawdziwie opisana przez media. Mówiąc o sprawach rodziny podkreślałam, że akceptując inny sposób życia gejów i lesbijek, nie zgadzam się ani na to, by mieli prawo do adoptowania dzieci, ani by mogli legalizować swoje związki. Chwali pani sobie duże poczucie niezależności, którego nie miałaby pani w Kancelarii Prezydenta. Różne pani wypowiedzi, czasem kontrowersyjne, nie spotykają się w klubie PiS z jakąś reakcją? Bywa pani może wzywana na dywanik do Przemysława Gosiewskiego? Absolutnie nie. Nigdy nie było czegoś takiego. W klubie PiS jest wiele bardzo ciekawych osób, które wypowiadają się i mają swoje zdanie. Jest oczywiste, że trzeba najpierw wszystko uzgodnić w klubie. Po to są tam dyskusje, podczas których wypracowuje się kompromis. Ale w klubie jest prawdziwa rozmowa. Tak było choćby w przypadku Marka Jurka.