Na spotkaniu wyborczym w Gliwicach, w ostatnim dniu kampanii, prezydent mówił: "To jest poważny problem". Zaznaczył, że wśród osób zebranych na sali są ludzie "zatroskani o Polskę, dobrze życzący Polsce, chcący spokoju, bezpieczeństwa, normalności i rozwoju". - Myślę sobie, że w innych miejscach, gdzie niekoniecznie spotykają się moi zwolennicy i wyborcy, też jest wielu ludzi myślących dokładnie tak samo - powiedział Komorowski. - Problem polega na tym, że czasami ta naturalna potrzeba myślenia o zgodzie i bezpieczeństwie jest zakłócana przez złe intencje polityczne - mówił prezydent. Jak ocenił, za dużo jest w naszym kraju "budowanego klimatu nienawiści, pogardy, lekceważenia, obrażania". Doświadczam tego od samego początku kampanii, prawie krok po kroku - dodał. - To już jest zbyt kosztowne dla Polski, zbyt bolesne dla nas wszystkich. Staje się niebezpieczne - zaznaczył Komorowski. Sam tego doświadczyłem w Toruniu - zauważył prezydent, nawiązując do incydentu, do którego doszło w piątek w stolicy woj. kujawsko-pomorskiego. Gdy Komorowski wchodził do tamtejszego ratusza, w jego kierunku ruszył gwałtownie młody mężczyzna, który został powstrzymany przez policjantów i oficerów BOR. Jak powiedziała PAP rzeczniczka kujawskiej policji Monika Chlebicz, mężczyzna ten był bardzo "rozemocjonowany, uderzył jednego z policjantów", został następnie przewieziony do jednego z komisariatów. - To już jest agresja czynna, chęć nie tylko upokorzenia czy obrażenia, ale to jest chęć dopadnięcia i skrzywdzenia - ocenił Komorowski. Jak podkreślił, "coś złego się stało" i gdzieś są ludzie, którzy "te procesy uruchamiają". - Gdzieś one mi przypominają złe czasy sprzed wielu lat, kiedy w imię szczytnych ideałów, pięknych haseł patriotyzmu, uruchamiano procesy, które czyniły ludzi gorszymi - mówił Komorowski. - Gdzie jak gdzie, ale na Śląsku państwo pamiętają, że praktyka działania IV RP była taka, że skończyła się śmiercią Barbary Blidy, że praktyka działania IV RP (...) skończyła się zapaścią w transplantologii - podkreślił prezydent. Podczas wspomnianej wizyty w Toruniu, prezydent przekonywał do oddawania głosów na siebie: "Przed nami batalia o wolność, liczy się każdy głos". - Musimy obronić Rzeczpospolitą przed powrotem "niebezpiecznych ludzi" o poglądach "rodem z wykopalisk archeologicznych" - mówił. Jak ocenił prezydent, w niedzielę odbędzie się batalia o to, czy Polska "skompromituje się w świecie poglądami rodem z wykopalisk", które - według niego - prezentują ludzie z otoczenia jego konkurenta, kandydata PiS Andrzeja Dudy. W tym kontekście wymienił posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, posłankę PiS Krystynę Pawłowicz i asystentkę Dudy Magdalenę Żuraw. - To naprawdę idą niebezpieczne poglądy, idą niebezpieczni ludzie. To naprawdę będzie wybór między wolnością, a zaprzeczeniem III Rzeczpospolitej, czyli za IV RP - mówił Komorowski. - Musimy razem i obronić dorobek 25-lecia, ale i szanse na wolności obywatelskie w Polsce, na wolność każdego człowieka. Musimy powstrzymać powrót ludzi, którzy mają na sumieniu nie tylko różne dziwne zachowania w czasie IV RP, ale też poglądy rodem z wykopalisk archeologicznych - przekonywał. Jego zdaniem w kampanii ludzie z otoczenia Andrzeja Dudy nie wypowiadają kontrowersyjnych opinii, ale tak właśnie myślą. - W kampanii opowiada się różne rzeczy, stara się pozyskać głosy. W kampanii więc mój kontrkandydat przedstawia się jako człowiek umiarkowany, ale jego rzeczywiste poglądy to są poglądy pani profesor Pawłowicz, pani Żuraw, pana Szczerskiego - powiedział Komorowski.