- Nie można najpierw wyskakiwać z oskarżeniem, a potem do tego szukać dokumentacji - powiedział dziennikarzom. Według "Gazety Polskiej" z dokumentów, do których dotarła, wynika, iż nowy metropolita warszawski abp przez ponad 20 lat współpracował z SB i nosił kryptonim TW Adam. Zdaniem , "ta sprawa świadczy o tym, że niektóre media nie potrafią wyciągnąć wniosków z przeszłości". - Zdaje się rzeczą oczywistą, że nie można najpierw wyskakiwać z oskarżeniem, a potem do tego szukać dokumentacji - podkreślił ks. Boniecki. Przypomniał, że "skompromitowali się ci, którzy odkryli (poetę Zbigniewa) Herberta jako TW, wyciągając jakieś stare dokumenty". - W przypadku ks. abpa Wielgusa wiadomo było, kiedy pierwszy raz jego nazwisko pojawiło się w mediach (jako kandydata na metropolitę warszawskiego - red.), że jakieś adnotacje w tych teczkach są. Potem była długa przerwa. Ja nie mam wątpliwości, że Episkopat zainteresował się, żeby nie wejść w niezręczną i niefortunną sytuację. Sam abp Wielgus też to nie jest człowiek naiwny. Dlatego boję się, że tu mamy kolejny wyskok sensacyjny - ocenił ks. Boniecki. W opinii redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego", w tej sprawie "brakuje odpowiedniej kolejności". - Już anons, że się ukażą materiały, ja odbieram bardzo negatywnie. Uważam, że to są działania, które już się skompromitowały. To jest zaczynanie od końca, a igra się - można powiedzieć - z życiem. Bez przesady można powiedzieć, że zadaje się człowiekowi śmierć cywilną i bardzo trudno to błoto z siebie potem zrzucić - powiedział ks. Boniecki. - Nie wiem, jaki cel miała "Gazeta Polska", ale myślę, że u bardzo wielu ludzi ta dzisiejsza sensacja budzi bardzo negatywną reakcję - dodał. Ks. Boniecki przychylił się do stanowiska kościelnej Komisji Historycznej, która - jak napisała "Gazeta Wyborcza" - uznała, że nadanie statusu TW nie wystarcza, by kogoś uznać za współpracownika SB. - Sam fakt, że na teczce jest napisane "TW", to jest jeszcze za mało - uważa ks. Boniecki. Dodał, że czytał dokumenty z teczki księdza, zarejestrowanego jako TW, ale o tym, że człowiek ten tajnym współpracownikiem nie był, świadczyła właśnie zawartość tej teczki.