Iwona Schymalla: Panie profesorze, napisał pan w swoim oświadczeniu, że jedna decyzja urzędnika państwowego może zakwestionować cały życiowy dorobek. Żyjemy w państwie, w którym politykom wszystko wolno? Prof. Jerzy Szaflik: - Państwo, wbrew pozorom, niewiele człowiekowi może pomóc. Może natomiast bardzo zaszkodzić. Ci, którzy rządzą, powinni o tym pamiętać. Muszą dobierać swoje działania bardziej racjonalnie. Każdy ma prawo się mylić, ale nie może mylić się stale. Nic nie da generowanie konfliktów, szukanie winnych, ciągła działalność o charakterze kadrowym, a więc zamienianie i wymienianie ludzi. Przed panem ministrem Arłukowiczem było wielu innych ministrów. Oni także starali, się aby system ochrony zdrowia działał dobrze. Nie można kwestionować tego, co zrobili tylko po to, aby pokazać, że jest się lepszym ministrem od innych. To jest przykre, ale niszczenie autorytetów staje się specjalnością wielu decydentów. Nic tym nie zyskują, a traci całe społeczeństwo. Dlaczego według pana minister zdrowia złożył zawiadomienie do CBA o nieprawidłowościach w działaniu w prowadzonej przez pana klinice? - Tego nie wiem, a bardzo chciałbym wiedzieć. Myślę, że ktoś mu to zasugerował. Oczywiście nie ma ludzi nieomylnych. Każdy ma prawo mieć wątpliwości i weryfikować pewne kwestie. Jednak jeśli słyszę, że pan minister uważa, że decyzja prokuratury po umorzeniu postępowania w mojej sprawie jego nie satysfakcjonuje, nie jest taka jak oczekiwał, to ja tego nie będę komentował. Kwestionowanie sprawy w ten sposób stawia w dwuznacznej sytuacji pana ministra Arłukowicza. Z tego, co mówi, wynika, że dobrze jest wtedy, kiedy jest tak jak on chce. Pisze pan o złym traktowaniu lekarzy przez urzędników resortu zdrowia, na czym to polega? - Kwestionuje się uczciwość lekarzy, to, co robią, ich kompetencje. Robią to najwyżsi urzędnicy w Państwie. Byłem przekonany, że okres, w którym lekceważono lekarzy, minął i długo nie wróci. Tymczasem praktycznie nic się nie zmieniło. Zmieniły się tylko metody. Nie wyprowadza się ludzi w kajdankach, ale nadal niszczy ich kariery. Czy powinien być mechanizm, który wymusi na decydentach odpowiedzialność za popełniane błędy? - W całym cywilizowanym świecie demokratycznym istnieje odpowiedzialność osób rządzących za podejmowane decyzje. Odchodzą, podają się do dymisji za pozornie błahe sprawy. Popełnili błąd i uważają za swój obowiązek podanie się do dymisji. Niestety nie dotyczy to polskich polityków. Ale my także nie możemy sobie pozwolić na to, aby wysocy urzędnicy państwowi uważali się za nieomylnych i nie ponosili żadnej odpowiedzialności. Czy to, co pan mówi, może mieć wpływ na nasze odczucia dotyczące stanu polskiej służby zdrowia? - Tak się szczęśliwie złożyło, że w ciągu ostatnich lat dochody społeczeństwa pozwoliły na wzrost nakładów w ochronie zdrowia o blisko 50 proc.. Równocześnie w tym samym czasie w opinii społecznej ocena służby zdrowia jest coraz gorsza. A przecież mamy te same nakłady, tych samych lekarzy, te same szpitale. Struktura pozostała niezmieniona. Coś złego dzieje się w całym systemie ochrony zdrowia. Jest dramatycznie źle zarządzany. Nie można ciągle zwalać wszystkiego na lekarzy. Oni nie są od organizowania pracy, ale od jej wykonywania. Jak pan przyjął decyzję prokuratury zwalniającą pana z zarzutów? - Cała historia, która mi się przydarzyła, była gorzkim doświadczeniem. Obrzucanie kogoś błotem zawsze pozostanie obrzucaniem błotem. Mam jednak satysfakcję, że wysocy urzędnicy państwowi nie są całkowicie bezkarni. Można zweryfikować ich działania, trzeba tylko głośno o tym mówić. Z prof. Jerzym Szaflikiem rozmawiała Iwona Schymalla.