- Przecież tak nie można; jest jeden kraj, powinno być porozumienie. Jestem przekonany, że (premier Donald) Tusk znajdzie sposób. Na pomoc moją i innych może liczyć - zadeklarował Wałęsa w Brukseli, gdzie w unijnym Komitecie Regionów wziął udział w seminarium o konkurencyjności województwa pomorskiego. - Jest parlament najważniejszy, jest rząd, a prezydent jest tylko w tej klasie, którą ustaliliśmy - tłumaczył były prezydent i lider "Solidarności". Jego zdaniem prezydentowi Kaczyńskiemu trzeba ograniczyć kompetencje i środki i "zostawić tylko rower". - W związku z tym, że prezydent rozrabia, krótko mówiąc, no to trzeba mu zostawić rower i nie zdąży przyjechać. Mnie zabierano pieniądze, mnie ograniczano możliwości, konstytucję napisano przeciwko mnie. Tak było, przecież to są fakty. I utemperowano mnie dobrze - powiedział, nawiązując do własnej prezydentury. "Gazeta Wyborcza" napisała we wtorek, że Lech Kaczyński i jego ludzie budują silny ośrodek polityki zagranicznej w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, by nie stracić pozycji, którą Pałac Prezydencki zyskał za rządów PiS. Zdaniem gazety, za politykę zagraniczną prezydenta będzie odpowiadała była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga, która ma zostać szefową prezydenckiej kancelarii. W Brukseli podczas spotkania z dziennikarzami były prezydent bronił swojego zapowiadanego wystąpienia 26 listopada na gali w Teatrze Wielkim z okazji 10-lecia sieci supermarketów Carrefour w Polsce. Jak powiedział, choć za przemówienie otrzyma honorarium, nie będzie niczego "firmował ani reklamował". - Mówię mój tekst, mówię to, na czym mi zależy, i jeszcze pieniądze dostanę. Jaki pani chce lepszy interes! - odparł dziennikarce, która dopytywała się, czy były lider "Solidarności" nie widzi w swoim wystąpieniu niczego niestosownego, zważywszy swoją działalność związkową. - Nie potrafią związki wziąć, kasjerki nie mogą, to ja biorę! Muszę gdzieś zarobić. Na biednych nie chcę, zarabiam na bogatych - tłumaczył Lech Wałęsa.