Pod koniec października w bazach firmy Unirepo, zbierającej dane z 37 portali, było 59 tys. ogłoszeń z ofertami wynajmu mieszkania. Dla porównania rok wcześniej było ich więcej o 25 proc., a dwa lata temu - o ponad 90 proc. Niewielka podaż i duży popyt powodują, że wynajęcie mieszkania za rozsądną stawkę staje się coraz trudniejsze. Zwłaszcza kiedy jesteś w grupie wykluczonych. "To jest mieszkanie dla dwojga, nie trojga" W tej grupie, ku swemu zdziwieniu, znaleźli się Maciej i Zosia z Gdańska. - Oboje pracujemy, nie zarabiamy źle - zaczyna swoją opowieść Maciej. - W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że znalezienie fajnego mieszkania w rozsądnej kwocie to taki wyczyn - dodaje mężczyzna. Para już wie, że nie znajdzie niczego, jak mówią, "sensownego" poniżej 2,5-2,8 tys. zł miesięcznie. - Chyba że wynajęlibyśmy kawalerkę, ale to odpada, bo za chwilę powiększy nam się rodzina - zaznacza Maciej. Zosia jest w siódmym miesiącu ciąży. Cena najmu? - Ostatnie ogłoszenie, w sprawie którego dzwoniliśmy, to 2,5 tys. zł plus 600 zł czynszu i do tego media. Wynajmująca zaznaczała, że przy jej dwuosobowej rodzinie za te ostatnie wychodziło miesięcznie 400 zł - wylicza Zosia. Mimo ceny para była zdecydowana. - Ale czar prysł, kiedy przyjechaliśmy obejrzeć mieszkanie i pani spojrzała na mój brzuch. Powiedziała, że mieszkanie jest dla dwojga, a nie trojga - opowiada Zosia. Przyznaje, że reakcja właścicielki bardzo ją zaskoczyła. Nieco mniej dziwi ona ekspertów rynku nieruchomości, którzy potwierdzają, że takie sytuacje do odosobnionych w dzisiejszych czasach nie należą. - Od dawien dawna nie chciano wynajmować mieszkań ludziom z dziećmi, ale aktualna sytuacja na rynku mocno to podbiła. Kiedy nie było dużej dysproporcji między chętnymi a mieszkaniami, wynajmujący nie pozwalali sobie na "wybrzydzanie", teraz jest inaczej - mówi Interii Mirosław Król, ekspert rynku nieruchomości z kancelarii Król i Partnerzy. - Przy castingu, który mi opisywał jeden z naszych klientów, kiedy tylko pojawiła się informacja, że jest dziecko, został zdyskwalifikowany. To jest najlepszy przykład tego jak działa teraz rynek - dodaje nasz rozmówca. Tomasz Narkun: Problem społeczny narasta. Nie tylko w dużych miastach O wykluczonych na rynku nieruchomości na Twitterze pisze Tomasz Narkun, inwestor i analityk rynku mieszkaniowego. "Kontaktuje się ze mną sporo młodych osób, które nie mogą wynająć mieszkania, są wykluczone mieszkaniowo i sfrustrowane" - pisze Narkun. Wspomina o młodych dziewczynach lub parach, którym nikt nie chce wynająć lokalu. "Problem społeczny narasta" - ocenia. - Mamy w Polsce wiele młodych osób, które chcą stanąć na nogi, wystartować w dorosłe życie, ale nie mogą. Są zablokowani poprzez sytuację na rynku - podkreśla w rozmowie z Interią Tomasz Narkun. Zaznacza, że sygnały o takich sytuacjach spływają do niego nie tylko z Warszawy, ale i z mniejszych miejscowości. Jak informowała Interia Biznes, z najnowszego raportu Cushman & Wakefield wynika, że najemcy w Polsce to przede wszystkim młodzi dorośli - ponad połowa respondentów nie przekroczyła 34. roku życia. Z tego samego raportu wynika, że aż 16 proc. wszystkich badanych nie znalazło lokum na wynajem z uwagi na wysoki popyt na rynku mieszkaniowym. Właściciele: Wynajęcie mieszkania komuś z dzieckiem to proszenie się o kłopoty Pod postem Tomasza Narkuna pojawiło się wiele wpisów także od właścicieli mieszkań, którzy wyjaśniali, dlaczego nie chcą wynajmować swoich lokali. "Wynajęcie komuś z dzieckiem to jest proszenie się o kłopoty. Trzeba zapewnić lokal zastępczy albo kogoś kto w umowie zobowiąże się ich przyjąć w razie wypowiedzenia" - przekonuje jeden z internautów. Interia Biznes: Nowe prawo, obowiązek i wydatek. Bez tego papieru nie sprzedasz domu i nie wynajmiesz mieszkania "Też bym nigdy w życiu nie wynajął mieszkania parze z dzieckiem, a samotnej matce to już w ogóle. Za dużo już widziałem w życiu problemów z eksmisją niepłacących lokatorów, którzy są chronieni prawem, żebym się sam w coś takiego wpakował" - tłumaczy kolejny. - Ludzie się dziś po prostu boją, bo mamy ustawę o ochronie praw lokatora i ona, delikatnie mówiąc, nie jest dwustronnie sprawiedliwa. Dlatego właściciele mieszkań wolą wynająć je singlom, albo dobrze zarabiającym parom. A jak pojawia się słowo "dziecko", to od razu zapalają się ostrzegawcze lampki - mówi Tomasz Narkun, inwestor i analityk rynku mieszkaniowego. Wynajem mieszkania. Ukraińcy - tak, samotna mama - nie Na castingu na najemcę największe szansę mają dziś ci bez żadnych "obciążeń". - Pierwszeństwo mają osoby młode, pracujące, najlepiej w jakichś korporacjach. Z punktu widzenia właściciela dobrze jest, jeśli jest to bezdzietna para. Duże szanse mają też osoby z Ukrainy. W większości udowodnili, że są solidnymi płatnikami. Mają też dużą elastyczność, czyli mogą pójść na drugi etat. Wcześniej Polacy nie byli do nich przekonani, teraz zaczęli chętnie Ukraińcom mieszkania wynajmować - wyjaśnia Mirosław Król, ekspert rynku nieruchomości z kancelarii Król i Partnerzy. Jak duża jest konkurencja na rynku wynajmu mieszkań? - Na platformie Rendin mamy do czynienia ze średnio 15-30 kandydatami na jedno mieszkanie, a rekord wyniósł 182 osoby chcące wynająć ten sam lokal - informował na łamach portalu Rendin już w sierpniu Piotr Kula, manager ds. rozwoju rynkowego firmy. - Przy tak dużej konkurencji każdy chce wybrać złotego najemcę. Wypłacalnego i dostarczającego jak najmniej ryzyka. Przy samotnych mamach, młodych rodzinach z malutkimi dziećmi czy wielodzietnych, zdaniem wynajmujących, pojawia się wiele znaków zapytania: jak będą na nich patrzyli pracodawcy? Czy dzieci nie będą chorować? Czy najemcy będą na czas regulować opłaty? - wymienia Mirosław Król, ekspert rynku nieruchomości z kancelarii Król i Partnerzy. "Przegrywam casting z pełną rodziną" Z tymi wątpliwościami zmierzyła się Żaneta z Warszawy. Mieszkania wynajmuje od 10 lat. Od dwóch jest samotną mamą. - Jako panna czy mężatka nigdy nie miałam większego problemu z wynajmem mieszkań. Wręcz przebierałam w ofertach, aby znaleźć najlepszą dla siebie - opowiada kobieta. Wszystko zmieniło się, kiedy szukała mieszkania z niemowlakiem u boku. - Już przez telefon mówiłam, że jestem samotną mamą, aby nie tracić czasu swojego i właściciela mieszkania. Zazwyczaj po tej informacji właściciele mieszkań jeszcze chwilę rozmawiali, że to nie jest problem, ale oddzwaniali po kilku godzinach, że mieszkanie zostało wynajęte - wspomina. Wie, że często było to nieprawdą. - Kiedy koleżanka dzwoniła z innego numeru, oferta była aktualna. Zdarzyło się kilka razy, że zostałam zaproszona do obejrzenia mieszkania. Chodziłam wtedy z gotówką, gotowa do podpisania umowy, ale to też się nie udawało. Proponowałam najem okazjonalny oraz opłatę za notariusza. Zawsze przegrywałam casting z singlem czy pełną rodziną - relacjonuje samotna mama. W znalezieniu mieszkania pomogli dopiero znajomi. - Byłam na tyle zdesperowana, że nie patrzyłam nawet, jak wygląda, tylko żeby było. Od razu przyjechałam po klucze. Właściciel mieszkania został zabezpieczony umową o najem okazjonalny oraz zapewniony przez wspólną znajomą, że jestem wypłacalna, a jeżeli będę miała problemy, to ona mi pomoże - opowiada Żaneta. Rachunki płaci w terminie, z niczym nie zalega. - Uważam, że samotny rodzic jest takim samym lokatorem, jak każdy inny człowiek, a jest traktowany z góry, jak patologia, która tylko czeka, żeby bezprawnie zająć cudze mieszkanie. Tak samo ciężko jest eksmitować pełną rodzinę, niepełną rodzinę, czy singla. A patologie zdarzają się w każdej grupie społecznej - przekonuje Żaneta. "Normą jest założenie, że mnie zwolnią" Marta ma 35 lat, od trzech lat jest po rozwodzie. Sama wychowuje sześcioletniego Krzysia. Trzy lata młodsza od Marty Lidka jest mamą Alicji. Poznały się na jednej z facebookowych grup dla samodzielnych mam. Połączył je problem z wynajmem mieszkania. Marta wymarzonego "m" w Warszawie szukała dwa miesiące. - Ceny jak z kosmosu, bo jak nazwać 3,8 tys. zł plus opłaty za 40 metrów? A jeśli pojawiała się normalna oferta, zaraz ustawiała się do niej kolejka chętnych. Ja z Krzysiem odpadaliśmy w przedbiegach - opowiada Marta. - To mieszkanie, w którym teraz jesteśmy, mamy tylko dlatego, że panu bardzo się spieszyło z wynajmem, bo za kilka dni wyjeżdżał za granicę, więc i cena była do przyjęcia, a ja zadzwoniłam jako pierwsza - podkreśla kobieta. Lidka z córką wciąż dachu nad głową szukają. - Co słyszę najczęściej? A z czego pani będzie płacić, jak panią z pracy wyrzucą? Normą jest założenie, że córka będzie często chorować, ja chodzić na zwolnienie, a pracodawca rozwiąże ze mną umowę. Tłumaczę, że mam pomoc przy dziecku, pracę zdalną, w której się świetnie sprawdzam, zadowolonego z moich projektów szefa i nie ma ryzyka, że stracę pracę. Ale niewiele to zmienia - mówi mi Lidka. Problem nie w ludziach, a uregulowaniach. Ratunek? "Zmiana prawa lokalowego" Eksperci rynku nieruchomości przekonują, że problemem jest prawo, które mocniej chroni niepłacącego lokatora, zwłaszcza z dziećmi, niż właściciela mieszkania. I tu, ich zdaniem, trzeba szukać rozwiązania. - Jeżeli zliberalizowalibyśmy dziś ustawę o ochronie lokatorów w taki sposób, że jeśli przez dwa miesiące nie ma zapłaty, to nie trzeba iść do sądu czy komornika, tylko idziemy na policję, która z automatu dokonuje eksmisji, to wygralibyśmy wszyscy - mówi Tomasz Narkun, analityk rynku mieszkaniowego. Jak twierdzi, w ten sposób zwiększyłaby się baza lokali na wynajem. - Uwolnilibyśmy wiele pustostanów w nowych budynkach. Znam osoby, które mają po 10-15 mieszkań, ale nie wypuszczają ich na rynek najmu, bo nie chcą się potem bawić w ewentualne eksmisje. Oni w tych mieszkaniach ulokowali kapitał. Najem nie jest ich głównym celem. Ale mówią, że jeśli nastąpiłaby liberalizacja prawa i eksmisja niepłacącego lokatora przestałaby być horrorem, mogliby te mieszkania wynająć - podkreśla analityk. Narkun zaznacza, że pomogłoby to także zwalczyć mieszkaniowych oszustów, którzy z rozmysłem wynajmują mieszkania, po to, być żyć w nich na koszt właściciela. - Myślę, że rządzący przy tym stanie rynku powinni dziś przychylić się do zmiany ustawy. Nie raz już pokazali, że można przepisy szybko zmienić, więc dlaczego nie w tym przypadku, kiedy rynek bardzo tego potrzebuje - pyta Tomasz Narkun. Mirosław Król jest bardziej sceptyczny. - Pamiętajmy, że to miecz obosieczny, bo prawo do posiadania lokum powinno być równe. Zmiana byłaby dużym ułatwieniem dla wynajmujących. Gorzej z lokatorami - mówi ekspert rynku nieruchomości. On stawiałby na lepszą weryfikację najemców, a w przypadkach budzących wątpliwości - poręczenie kogoś z bliskich, że w razie kłopotów, to on przejmie płatności. Dwie pary na 30 metrach. "Ceny nie spadną, nie ma naturalnej drogi" Zdaniem Tomasza Narkuna "uczciwe osoby, które chcą płacić, nie miałyby się czego obawiać". - Dla nich taka zmiana w ustawie o ochronie lokatorów nie miałaby znaczenia, bo oni oszukać nikogo nie chcą, a dziś są na straconej pozycji przez to, że z założenia im się nie ufa i się ich boi - zaznacza Tomasz Narkun. I dodaje: - Dziś ci ludzie nie mają żadnej alternatywy, żeby chociażby przez jakiś czas pomieszkać w mieszkaniu komunalnym, albo w TBS. Bo tych mieszkań nie ma. Jak kończą? Albo mieszkają z rodzicami, albo w dwie pary na 30 metrach, bo też znam takie przypadki. Jeśli sytuacja w Ukrainie się nie zmieni, a wiele wskazuje na to, że nie, to te młode osoby w dużych miastach będą miały coraz gorzej - wieszczy Tomasz Narkun. - Ceny nie spadną, bo nie ma naturalnej drogi, by tak się stało - dodaje Mirosław Król. - Dostępność dla osób najmniej zarabiających będzie więc jeszcze niższa. ----- Lidka poprzednie mieszkanie musiała opuścić do końca października. Od trzech dni pomieszkuje u Marty. - Tak na dłuższą metę się przecież nie da. Daję sobie jeszcze kilka dni. Jeśli nic nie znajdę, wracam do rodziców - mówi z rezygnacją 32-latka. Dziś rano pisze SMS-a: "Cud! Od listopada mamy mieszkanie". Kawalerkę na Bielanach wynajęła jej... inna samotna matka, która właśnie wyprowadza się z Warszawy. Maciej i Zosia dalej szukają. Dziś idą oglądać kolejne lokum. Na razie o ciąży właścicielowi nie wspomnieli. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl