A to znaczy, że ostatecznie zagłosuje znacznie mniej - uważa dziennik. W sondażach przed referendum unijnym z 2003 r. zamiar głosowania zgłaszało ponad 80 proc. Polaków. Ostatecznie do urn poszło niespełna 60 proc. uprawnionych. W ostatnich wyborach parlamentarnych sondaże pokazywały ok. 65 proc. chcących głosować, a frekwencja ledwie przekroczyła 40 proc. - przypomina "Rz". Tym razem może być podobnie. Z sondażu "Rzeczpospolitej" wynika, że w listopadzie do urn wybiera się 57 proc. Polaków. Nie zamierza głosować 33 proc. badanych, a co dziesiąty (11 proc.) jeszcze się waha. Jeśli ponownie deklaracje na wyrost, to może się powtórzyć rekordowo niska frekwencja z wyborów samorządowych sprzed 12 lat - wówczas głosował tylko co trzeci Polak. W kolejnych wyborach samorządowych - w 1998 r. oraz w 2002 r. - wyniki były nieco lepsze, ale wciąż poniżej 50 proc. Z badania "Rz" wynika, że w tej chwili najbardziej zdecydowani głosować są ludzie starsi (50 - 65 lat), osoby po studiach oraz mieszkańcy większych miast. Na przeciwnym biegunie są osoby z wykształceniem podstawowym i średnim, robotnicy oraz najsłabiej zarabiający - oni w dużej części zdecydowani są nie głosować. Tych, którzy twierdzą, że zamierzają pójść do wyborów, "Rz" zapytała, na kogo oddadzą swój głos. Wyniki przypominają notowania sejmowe i pokazują, że wybory samorządowe mogą być bardzo upartyjnione. Największym poparciem cieszy się PiS (25 proc.) przed Platformą Obywatelską (21 proc.). Znacznie słabsze poparcie mają: Samoobrona (8 proc.) i koalicja SLD - SdPl (4 proc.). Na 2 proc. głosów mogą liczyć najmniejsze partie parlamentarne - PSL oraz LPR. Na lokalne komitety wyborcze chce głosować tylko co dwudziesty Polak (5 proc.).