Były współzałożyciel Platformy Obywatelskiej ocenia, że nie ma żadnej zaplanowanej ofensywy reformatorskiej gabinetu, ale "jest za to cała masa drobnego partactwa, które zwłaszcza przy sprawie leków i ACTA ujawniło się ze zdwojoną siłą". Według Piskorskiego, "Donald Tusk sam jest za słaby merytorycznie aby przewidzieć pewne rzeczy, a nie ma systemu ostrzegania przed partactwem ministra, zwłaszcza jeśli minister jest osobą tak bliską premierowi i zaufaną jak Ewa Kopacz". Premier "stracił czujność. Nie asekurował się, nie sprawdzał Ewy Kopacz, wierzył, że jest dobrym ministrem, choć każdy obiektywny ekspert powiedziałby mu coś innego" - uważa Piskorski. Zdaniem Piskorskiego "słabą stroną tego rządu jest, paradoksalnie, jego całkowite podporządkowanie premierowi. W tym rządzie znaleźli się ludzie, którzy nie są dla Tuska równorzędnymi parterami, tylko, z różnych powodów, są mu podlegli bardziej niż to wynika z zasad działania Rady Ministrów. Część to ludzie spoza polityki, młodzi i wiszący wyłącznie na premierze. Wielu innych stoi na czele resortów, które są dla nich nienaturalne. Muszą się więc bardzo starać, łatwo mogą popełnić jakąś gafę, więc nie są w stanie być ani w kontrze, ani nawet na tej samej linii, co premier. Przykład Jarosława Gowina jest tu idealny. W tym rządzie nie ma osób, które byłyby w stanie bądź na posiedzeniu Rady Ministrów, bądź w innym gremium podjąć równorzędną polemikę z Tuskiem" - uważa szef SD.