W poniedziałek wieczorem organizatorzy ustawili projektor na stołecznym pl. Krasińskich i zamierzali wyświetlić film "Tylko nie mów nikomu" na fasadzie budynku przylegającego z prawej strony do Katedry Polowej Wojska Polskiego. Przed projektorem ustawiło się kilku funkcjonariuszy policji uniemożliwiając projekcję. Jeden z obecnych na miejscu policjantów powiedział organizatorom, że administrator budynku nie wyraził zgody na projekcję na fasadzie. Kiedy policjant poinformował, że projektor zostanie zajęty, Biedroń protestował stwierdzając, że nie ma do tego podstawy prawnej. Mówił, że jeden z policjantów powiedział wcześniej, że była tylko próba projekcji. Policjant - podczas gdy zabierany był sprzęt - odpowiadał, że w pewnym momencie "wiązka światła poszła". Na zajęcie sprzętu zebrani zareagowali okrzykami: "hańba, hańba" i "cenzura, cenzura". "Tak wyglądała projekcja filmu, który miał pokazać prawdę o kościele, a skończyło się aresztowaniem rzutnika" - skomentował Biedroń. "Polacy zobaczyli prawdę. Możecie aresztować miliony rzutników, ale prawdy nie aresztujecie" - dodał. Biedroń zapowiedział, że podobne projekcje będzie organizował w całej Polsce. Zapytany przez dziennikarzy, czy nie mógł zorganizować projekcji w kinie lider Wiosny odpowiedział: "Chodzi o to, żeby Kościół zobaczył coś, czego Leszek Sławoj Głódź nie chce zobaczyć. Oni odwracają głowę od tego". Należąca do organizatorów wydarzenia prawniczka Anna Tarczyńska podkreślała, iż wcześniej została poinformowana, że sprzęt zostanie zabrany jeśli będzie wyświetlany film i jako podstawę podawano art. 63a Kodeksu wykroczeń. "Przeczytałam dokładnie ten przepis on nie jest w żaden sposób podstawą prawną do takich działań" - stwierdziła. "A już przede wszystkim nie można rekwirować tego sprzętu, bo nawet przez moment nie doszło do wyświetlenia filmu" - dodała. Przywołany artykuł Kodeksu wykroczeń mówi, że "Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny". Wyświetlili film na rezydencji abp Głódzia "Pan abp Sławoj Leszek Głódź, zapytany o reakcję Kościoła na film, odpowiedział, że 'nie ogląda byle czego'. To są słowa, które wyrażają ogromną pogardę wobec ofiar, wobec dzieci, a także wobec nas Polek i Polaków, bo wszyscy chcielibyśmy żyć w kraju, w którym czujemy się bezpiecznie" - mówiła na konferencji prasowej przed projekcją dokumentu Beata Maciejewska, "jedynka" na pomorskiej liście kandydatów Wiosny do Parlamentu Europejskiego. Działaczka Wiosny dzwoniła do domofonu przy bramie wejściowej, gdzie mieszka metropolita gdański, ale nikt nie odpowiadał. Potem wzięła megafon i zaczęła wołać m.in. "Czy wyjdzie pan arcybiskup tutaj do nas na chwilę? Chcemy pokazać panu film, który pokazuje, jak ogromne są krzywdy, które wyrządził Kościół dzieciom poprzez księży pedofili. Panie arcybiskupie Głódź czekamy tu na pana". Wśród uczestników wydarzenia przed rezydencją abp Głódzia był m.in. Marek Mielewczyk, jeden z bohaterów filmu Sekielskich, ofiara księdza pedofila. Pierwsza próba włączenia projektora nie powiodła się z powodu awarii agregatu na prąd. Po kilkudziesięciu minutach zwolennikom Wiosny udało się ściągnąć nowy sprzęt i projekcja ruszyła. Biały ekran rozwieszono na ogrodzeniu bocznej części rezydencji hierarchy gdańskiego. Film oglądało ok. 20-30 osób.