Poprawka ta została przyjęta w Sejmie głosami PO, przy sprzeciwie PSL i klubu Lewicy. Większość posłów PiS wstrzymała się od głosu. Tym samym przepadł wcześniejszy zapis sejmowy, który zakładał, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji musiałby corocznie wnioskować w projekcie budżetu państwa o kwotę nie mniejszą niż ok. 900 mln zł (czyli tyle, ile wpłynęło w 2007 r. z abonamentu rtv). Do przyjęcia poprawki Senatu w sprawie finansowania mediów publicznych namawiał premier Donald Tusk - przed głosowaniem spotkał się z posłami Platformy, a także z szefem klubu Lewicy Grzegorzem Napieralskim. Premier przekonywał, że w czasie kryzysu media publiczne nie mogą mieć zagwarantowanych środków budżetowych w stałej wysokości. Przeciwny poprawce klub Lewicy określili zachowanie PO jako złamanie porozumienia. Również sejmowa komisja kultury, której pracami kieruje Śledzińska-Katarasińska, opowiedziała się przeciwko tej poprawce. Jej szefowa ostatecznie nie wzięła udziału w głosowaniu nad tą poprawką. - Nie wzięłam (udziału w głosowaniu) dlatego, że jednak staram się być w miarę uczciwa - do wczoraj optowałam za wersją sejmową, w której wypracowaniu mam dużą część (...) Ale z drugiej strony nie mam ochoty głosować przeciwko racjonalnym argumentom rządu - powiedziała posłanka PO. Zaznaczyła, że z wersją sejmową jest związana emocjonalnie, jak również - jej zdaniem - określona dolna granica wydatków budżetowych dla mediów publicznych mogłaby ułatwić proces uzyskania zgody Komisji Europejskiej na udzielenie takiej pomocy publicznej mediom. Zastrzegła jednak, że poza tym właściwie oba zapisy ustawy - bez i z poprawką Senatu - są równoznaczne, ponieważ rekomendacja KRRiT dotyczy tylko projektu budżetu, a ostateczną decyzję i tak podejmuje parlament uchwalając budżet państwa. - Oba odnoszą się do projektu budżetu, w obu przypadkach o przedzieleniu środków decydował będzie Sejm i Senat - mówiła. Przyznała też, że argumenty premiera były racjonalne. Według niej, premier "otrzeźwił rozpalone głowy" przekonując, że w czasie kryzysu na pieniądze czekają renciści, emeryci, wojsko policja, i może jednak media publiczne powinny stanąć na końcu tej kolejki.