W wywiadzie dla "Dziennika" Zacharski powiedział m.in., że rosyjski szpieg Władimir Ałganow chwalił mu się na Majorce w lipcu 1995 r., że poprzednie wakacje spędzał w Cetniewie z Kwaśniewskim. B. prezydent proszony o komentarz przypomniał, że "sprawa była w sądach, gdzie przedstawiono mnóstwo dokumentów, z których w sposób niezbity wynika, że w czasie, kiedy Ałganow był w Cetniewie, mnie tam nie było". Według Kwaśniewskiego, Zacharski "nawet nie kłamie". - Moim zdaniem mówi, co mu powiedział Ałganow. Ałganow mógł tak powiedzieć, ja tego nie kwestionuję, mógł powiedzieć co mu się chciało - skwitował Kwaśniewski. - To nie jest żaden temat - uważa Kwaśniewski. Zacharski zwierza się także, że po aferze "Olina" musiał opuścić kraj, bo politycy lewicy nie pozostawili mu wyboru. Wizytę ówczesnego szefa MSW Zbigniewa Siemiątkowskiego, Zacharski, jak mówi, odebrał jako przestrogę, aby nie "dotknąć niektórych osób". "Nie wiem o tej wizycie. Wiem jedno - że w tamtym okresie pan Zacharski podejmował decyzje jako człowiek wolny" - powiedział Kwaśniewski. Jak dodał "podjął taką, a nie inną i tyle". Obawy Zacharskiego przed aresztowaniem "to są jego przypuszczenia" - ocenił Kwaśniewski. Podkreślił, nie było ani planów, ani podstaw prawnych, aby aresztować Zacharskiego. - Żeby kogoś aresztować w Polsce demokratycznej muszą być decyzje odpowiednich organów, więc ja rozumiem, że on się źle czuł, bo uczestniczył w złej sprawie - zaznaczył. B. prezydent podkreślił, że traktuje wyjazd Zacharskiego z Polski jako element jego wyrzutów sumienia. - Na pewno parokrotnie z panem Zacharskim wtedy spotykaliśmy się, na pewno rozmawialiśmy o polityce, o rządach Waldemara Pawlaka - przyznał Kwaśniewski, dodając, że były to rozmowy towarzyskie, a nie oficjalne. W opinii byłego szefa MSW Zbigniewa Siemiątkowskiego, udzielając wywiadu, "Zacharski za wszelką cenę chce dać znać, że kiedyś był ważny". - Ja, w przeciwieństwie do pana Mariana Zacharskiego, nie żyję przeszłością, nie jestem osobą sfrustrowaną faktem, że nie odgrywam żadnej publicznej roli i w żaden sposób nie przeżywam żadnych katuszy z faktu, że pokrywa mnie jakiś kurz zapomnienia - powiedział Siemiątkowski. Dodał, że Zacharskiego "trafia szlag, że nikt się nie interesuje asem polskiego wywiadu". - Świat się toczy, naród go nie wzywa i jest coraz bardziej zapomniany - uważa Siemiątkowski. Według Zacharskiego, Siemiątkowski przestrzegając go, że "nie wolno mu dotknąć określonych osób", miał przy sobie tajne dokumenty, w tym "kwit opatrzony klauzulą tajny specjalnego znaczenia, dotyczący agenta rosyjskich służb specjalnych o pseudonimie Kat" (w latach 90. politycy spekulowali, że może nim być Kwaśniewski). Siemiątkowski potwierdził, że spotkał się z Zacharskim tuż przed jego wyjazdem z Polski, ale nie chciał komentować relacji Zacharskiego z tej rozmowy. - Zacharski odchodził ze służby, więc uważałem za właściwe, żeby generała odchodzącego ze służby pożegnać - powiedział Siemiątkowski. Według niego nie ma znaczenia, czy pokazywał Zacharskiemu jakieś tajne dokumenty. Przypomniał, że jako szef MSW miał dostęp do materiałów tajnych. - Jeżeli pan Zacharski uważa, że złamałem jakieś procedury, to niech idzie do prokuratury i niech udowodni, że tak było - powiedział. Siemiątkowski uważa, że Zacharski ma "strasznego pecha, bo najważniejsze sprawy, które prowadził, kończyły się klapą, niepowodzeniem, a najważniejsze sprawy, o których jakoby się dowiedział, nigdy mu się nie nagrywały". Siemiątkowski wyraził zdziwienie, że Zacharski nie zdecydował się zeznawać na procesie, który Kwaśniewski wytoczył w 1997 roku dziennikowi "Życie" za cykl artykułów pt. "Wakacje z agentem". - Dlaczego nie złożył zeznań? Na to odpowiedź jest jedna: dlatego, że w sądzie zeznaje się pod przysięgą. Co innego mówi się dziennikarzom, a co innego w sądzie - podkreślił. Wywiad z Marianem Zacharskim jest ciekawy i to wszystko - skwitował tekst inny były szef MSW Andrzej Milczanowski. Na pytanie, czy zaskakuje go cokolwiek, co powiedział w wywiadzie Zacharski i czy ma np. zastrzeżenia co do jego prawdomówności Milczanowski powiedział: "Wywiad jest ciekawy i to wszystko". Tekst o wspólnych wczasach Kwaśniewskiego i Ałganowa napisali w 1997 r. dziennikarze nieistniejącego dziś dziennika "Życie". Kwaśniewski wytoczył im proces i wygrał. Sąd uznał, że autorzy nie udowodnili, że polityk i szpieg razem przebywali nad Bałtykiem. Sprawa nie jest zakończona, bo dziennikarze odwołali się od wyroku do Trybunału Strasburgu.