Taki nieprawomocny wyrok wydał w środę Sąd Okręgowy w Warszawie. Były społeczny asystent szefa sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Józefa Gruszki żądał 150 tys. zł zadośćuczynienia i ok. 6 tys. odszkodowania za krzywdy, utracone wynagrodzenie i koszty wznowienia studiów przerwanych z powodu "niewątpliwie niesłusznego" trzymiesięcznego aresztu. Sąd uznał wniosek Tylickiego za "wyjątkowo zasadny", a areszt wobec niego za "niewątpliwie niesłuszny". Uznając żądaną kwotę odszkodowania, sąd za kontrowersyjną uznał wysokość zadośćuczynienia. Zasądzając tylko 75 tys. zł, podkreślono, że zadośćuczynienie jest limitowane czasem niesłusznego aresztu. Sąd przyjął po 25 tys. zł za każdy miesiąc, biorąc pod uwagę średnie zarobki w kraju, warunki materialne Tylickiego oraz wysokość kwot zasądzanych w tego typu sprawach. Sąd podkreślił, że areszt miał dla Tylickiego "wysoce negatywny wpływ", a jego dotychczasowe życie "legło w gruzach". - Jego krzywdę spotęgował fakt, że sprawę opisały media - mówiła sędzia Beata Gutkowska w uzasadnieniu wyroku. - Sprawa jego zatrzymania była zmanipulowana dla określonych potrzeb politycznych - dodała sędzia, nie rozwijając tego wątku. 29-letni Tylicki mówił przed sądem, że areszt całkowicie zmienił jego życie; stracił niektórych znajomych, ucierpiały jego kontakty zawodowe, a trauma przyczyniła się do śmierci jego babci. Dodawał, że w trakcie przesłuchania w ABW podano mu lek uspokajający, po którym "zaczął obojętnieć". Gdy jego sprawę nagłośniły media, jego trzech towarzyszy z celi odizolowano od pozostałych aresztowanych, za co współosadzeni mieli do niego pretensje. Adwokat Tylickiego mec. Magdalena Bentkowska powiedziała, że po zapoznaniu z pisemnym uzasadnieniem wyroku podejmie wraz z klientem decyzję o ewentualnej apelacji. Nie wiadomo, czy odwoła się prokuratura, która uznając wniosek Tylickiego co do zasady, wnosiła o wypłacenie mu po 10 tys. zł za każdy miesiąc aresztu. Sprawa asystenta Gruszki nabrała rozgłosu w marcu 2005 r., gdy podczas prac komisji ds. PKN Orlen ówczesny wiceprokurator generalny w rządzie SLD Kazimierz Olejnik powiedział, że asystent "jednego z ważnych członków komisji śledczej" może być współpracownikiem obcego wywiadu. Był to jeden z argumentów Olejnika, uzasadniającego w ten sposób decyzję prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o niestawieniu się na przesłuchanie przed komisją. Krótko po tym Gruszka doznał wylewu. Prawicowi członkowie komisji uważali, że sprawę nieprzypadkowo ujawniono już po odmowie prezydenta stawienia się przed komisją. Sprawę wyjaśniała sejmowa speckomisja. - ABW nie popełniła żadnych błędów w sprawie Tylickiego - twierdził ówczesny szef Agencji Andrzej Barcikowski. Warszawska prokuratura oskarżyła Tylickiego, że od września 2003 r. spotkał się co najmniej jedenaście razy z 3. sekretarzem ambasady rosyjskiej Semenem Sustawowem - rosyjskim szpiegiem, wobec którego miał zgodzić się na przekazywanie informacji za pieniądze. W 2008 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał wyrok uniewinniający Tylickiego; sąd okręgowy uniewinnił go w kwietniu 2007 r. Sądy uznały, że nigdy nie wyraził on gotowości do współpracy, a spotykając się z Sustawowem nie wiedział, że może on pracować dla rosyjskiego wywiadu. Sam oskarżony mówił, że otrzymał od Rosjanina przydatne mu w studiach materiały o stosunkach USA-Rosja i że napisał dla Sustawowa opracowanie nt. środków unijnych dla Mazowsza, korzystając z informacji z internetu. Przyznawał, że pożyczył od Sustawowa 500 zł, co sąd uznał za "niefrasobliwość".