Do skrócenia kadencji Sejmu konieczne było 307 głosów. Za wnioskiem PO zagłosowało 182 posłów, przeciw było 243, od głosu wstrzymało się 22. Wniosek SLD poparło 180 posłów, przeciw było 242, wstrzymało się od głosu 25. Za skróceniem obecnej kadencji i przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi zagłosowali - w obu przypadkach - tylko wnioskodawcy: posłowie PO i SLD. Przeciwko samorozwiązaniu Sejmu opowiedzieli się posłowie odnowionej koalicji rządowej: PiS, Samoobrony, LPR, a także 14 posłów klubu Ruchu Ludowo-Narodowego oraz 4 posłów niezrzeszonych. W obu przypadkach od głosu wstrzymali się wszyscy biorący udział w głosowaniu posłowie PSL - 22 osoby w pierwszym i 23 w drugim głosowaniu. Lider Platformy Donald Tusk przedstawiając wniosek PO ocenił, że bilans 12 miesięcy, które upłynęły od poprzednich wyborów, wypada "żałośnie dla rządzących i bardzo smutno dla Polski". Zawiązaną w poniedziałek koalicję PiS-LPR-Samoobrona określił "koalicją marnej reputacji". Z kolei szef klubu SLD Jerzy Szmajdziński uznał skrócenie obecnej kadencji za niezbędne, bo dalsze jej trwanie i odnowienie koalicji "wstydu i strachu", będzie dla Polaków - podkreślił - oznaczać "kolejne narastające kłopoty". Szef klubu PiS Marek Kuchciński odpowiadając na te zarzuty stwierdził, że opozycja, która "permanentnie atakuje" rządzących, staje się "podstawową siłą destrukcyjną w państwie". Wicepremier i minister SWiA Ludwik Dorn zaapelował do opozycji o "niestraszenie Polaków". Wyraził też nadzieję, że wtorkowa debata będzie "przesileniem w stosunkach wewnątrz koalicji", a także w relacjach między rządem a opozycją. Wnioski opozycji o samorozwiązanie Sejmu z góry skazane były na przegraną w sytuacji, gdy na wcześniejsze wybory nie zdecydował się klub PiS liczący 154 posłów. Do samorozwiązania Sejmu potrzebnych jest bowiem co najmniej 307 głosów. Jeszcze przed rozpoczęciem obrad o wycofanie wniosków zaapelował wicepremier i szef LPR Roman Giertych. Argumentował, że po ponownym zawarciu koalicji PiS-Samoobrona-LPR wynik głosowania nad skróceniem kadencji jest "łatwy do przewidzenia". Później podczas debaty Giertych apelował o niepodgrzewanie nastrojów, złagodzenie języka oraz unikanie ataków "ad personam". Zauważył, że "krytykować jest zawsze łatwo". Jak podkreślił, jeśli opozycja krytykuje, to niech także proponuje "inne merytoryczne rozwiązania". Wnioski nie zostały wycofane i w Sejmie odbyła się polityczna debata, w której opozycja nie szczędziła rządzącym krytyki, mówiąc o "koalicji marnej reputacji", o "koalicji wstydu i strachu". Przedstawiciele koalicji zarzucali opozycji m.in. "bezmyślny opór" wobec zmian w państwie. Tusk ocenił, że parlament w obecnym składzie nie jest zdolny do wyłonienia "konstruktywnej, dającej nadzieję Polakom, większości". Według niego, w obecnym Sejmie może powstać tylko "większość dla obrony własnej władzy i własnych przywilejów". Zdaniem Tuska, pierwsze skrzypce w nowym starym rządzie będzie odgrywał właśnie Lepper, a nie premier Kaczyński, którego szef PO określił mianem polityka przegranego. Według Tuska, rządzących obecnie interesuje władza dla władzy i bój na "teczki, szafy i agentury", a nie rozwiązywanie problemów zwykłych ludzi. Również według Szmajdzińskiego, nowa stara koalicja nie tworzy stabilizacji, bo jej podstawą są "taśmy prawdy i weksle". Jej powstanie, dodał, nie oznacza zażegnania kryzysu politycznego, bo "destabilizacja jest wpisana w ten układ". Szmajdziński mówił, że od blisko roku Polska wstrząsana jest ustawicznymi politycznymi awanturami "o niespotykanym natężeniu, częstotliwości i charakterze". Jak dodał, lekarstwem na zło w kraju mają być "coraz to nowe instytucje śledcze i policje, jak również narastająca represyjność państwa i prawa". Zdaniem posła Sojuszu, PiS tworzy z Polski "oblężoną twierdzę, w której obsesyjnie i nienawistnie węszy się wrogów, wewnątrz i na zewnątrz, na Zachodzie, na Wschodzie, gdziekolwiek". Według Kuchcińskiego, opozycja przekroczyła granice przysługującego jej prawa do krytyki rządzących. "Obecna krytyka rządu przerodziła się w bezmyślny opór wobec jakichkolwiek zmian" - uważa Kuchciński. Poseł PiS mówił, że rząd J.Kaczyńskiego "zaledwie rozpoczął naprawę i przebudowę państwa", a na to potrzebny jest czas. Jak dodał, według PiS za "porządkowanie Polski" warto zapłacić znaczną cenę. Należy, jak mówił, doprowadzić do tego, by kolejne rządy, np. PO i SLD, "nie mogły zatrzymać procesu zmian". Podkreślił, że choć PiS nie boi się wcześniejszych wyborów parlamentarnych, to mogą one zmienić sytuację w Polsce jedynie na gorsze. "Lepiej nam w tej chwili prowadzić politykę w ramach tej koalicji, aniżeli godzić się na destrukcję sytuacji w Polsce" - ocenił Kuchciński. Zarzucił też opozycji, że nie chciała dopuścić do tego, aby "rząd Jarosława Kaczyńskiego odkrył prawdę o III RP". Jak ocenił, SLD chce wyborów m.in. dlatego, by "zatuszować swój udział w przestępstwach, za które część z nich (polityków Sojuszu) już siedzi w więzieniach, a część jest podejrzana". Z kolei Dorn odrzucił oceny opozycji, że obecny gabinet jest rządem "katastrofy narodowej, rządem zimnej wojny". Dorn podkreślił, że "chce bronić opinii, że ten rząd jest coraz bardziej rządem sukcesu i szansy". Raport specjalny: Stara-nowa koalicja