Po przeprowadzonym postępowaniu sprawdzającym gliwicka prokuratura uznała, że choć mężczyzna, który odwiedził Sekułę, rzeczywiście miał z sobą torbę z pieniędzmi, to jednak żadna propozycja korupcyjna wówczas nie padła. O odmowie wszczęcia śledztwa z uwagi na "brak znamion czynu zabronionego" uczestników spotkania poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński. Sprawę opisała Anita Gargas w artykule opublikowanym 16 listopada ub. roku w "Gazecie Polskiej". Sekuła w wywiadzie udzielonym w 2005 r. miał jej opowiedzieć, że w 2000 r. jego zabrzańskie biuro poselskie odwiedził reprezentant lobby hazardowego, który miał ze sobą torbę - prawdopodobnie z paczkami pieniędzy - i przekonywał go do swoich rozwiązań ustawowych. Sekuła - napisała "GP" - choć twierdził, że propozycje były nieskuteczne, nie złożył zawiadomienia o próbie korupcji. - W zachowaniu obu uczestników spotkania, zarówno posła Sekuły, jak i przedstawiciela branży hazardowej, nie dopatrzyliśmy się znamion czynu zabronionego - powiedział prok. Szułczyński. W postępowaniu sprawdzającym potwierdziło się, że mężczyzna, który odwiedził Sekułę, miał ze sobą torbę z pieniędzmi i rozmawiał z posłem na temat ustawy hazardowej. - W czasie spotkania nie padła żadna propozycja korupcyjna, w ogóle nie było mowy o pieniądzach - zaznaczył prokurator. Nie wiadomo, kto konkretnie przyszedł do Sekuły. Jak tłumaczy Szułczyński, skoro śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa, identyfikacja tej osoby nie była konieczna. Śledczy uznali też, że skoro nie doszło do przestępstwa, Sekuła nie miał też obowiązku powiadomić o wizycie lobbysty organów ścigania. Szułczyński wyjaśnił, że "społeczny obowiązek" informowania o przestępstwie spoczywa na każdym obywatelu, jego zaniechanie nie jest jednak karane. - Inaczej sytuacja wygląda w przypadku instytucji państwowych i jednostek samorządowych. Ich kierownicy mają bezwzględny obowiązek informować o przestępstwie ściganym z urzędu - powiedział prokurator. Nawet gdyby prokuratura przyjęła, że doszło w tej sytuacji do niedopełnienia obowiązków, czyn ten i tak jest już przedawniony. Decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa jest prawomocna. Sekuła, obecnie poseł PO, szef hazardowej komisji śledczej, mówił niedawno, że w 2000 roku nie miał obowiązku zawiadomienia prokuratury. Podkreślał, że postąpił w tej sytuacji w sposób uczciwy. Zwrócił uwagę, że nigdy nie ukrywał faktu spotkania - informacja o całej sprawie pochodzi z jego wykładów na temat zapobiegania korupcji, na których wielokrotnie o niej opowiadał. W tekście z 16 listopada (opublikowanym krótko po tym, jak Sekuła został szefem komisji hazardowej) "GP" napisała m.in., że poseł "sam na sobie doświadczył prób przekupstwa" już w latach 90. jako wiceprezydent Zabrza. "Twierdzi, że tego rodzaju oferty były nieskuteczne. Ale nie zmienia to faktu, że ani razu nie złożył zawiadomienia o próbie korumpowania funkcjonariusza państwa" - wskazała gazeta. "Podobnie zachował się w 2000 roku, będąc szefem komisji finansów, która pracowała nad projektem ustawy o grach losowych. Gdy przybył do niego przedstawiciel lobby hazardowego i otworzył torbę wypchaną pieniędzmi, Sekuła - zamiast narobić rabanu - udał, że niczego nie widzi" - podkreśliła "GP". Dziennik przytacza wyjaśnienia Sekuły z wywiadu z 2005 r. - Sam kontekst sytuacyjny jeszcze nie jest dowodem, że mężczyzna chciał mi wręczyć łapówkę. Torba z paczkami pieniędzy nie jest dowodem korupcji. Nie rewiduję osób przychodzących z torbami do mojego biura poselskiego, każdy może w nich przynieść pieniądze - tłumaczył wtedy gazecie poseł.