Zawiadomienie w tej sprawie złożył europoseł PiS Marek Migalski, według którego premier mógł nie dopełnić swoich obowiązków przez to, że odwołując Kamińskiego nie poczekał na opinię prezydenta. - Prokurator badający sprawę uznał, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa, ponieważ premier podejmując decyzję o odwołaniu szefa CBA zwrócił się o opinie do przewidzianych ustawą organów, w tym do prezydenta. Dał im też czas na wydanie takiej opinii - poinformował rzecznik prokuratury okręgowej Mateusz Martyniuk. Jak dodał, w uzasadnieniu zwrócono także uwagę na to, że te opinie - prezydenta, Kolegium ds. Służb Specjalnych i sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych nie były dla premiera wiążące i to on ma kompetencje, by powoływać lub odwoływać szefa CBA. Prokurator badający sprawę stwierdził też, że premier uzasadnił swoją decyzję, powołując się w akcie odwołania Kamińskiego na konkretne zapisy ustawy o CBA. Chodzi o utratę warunków, które przewidywała ona dla bycia szefem CBA, czyli "nieskazitelnej postawy moralnej, obywatelskiej i patriotycznej". Migalski przyjął decyzję prokuratury - jak powiedział - "ze zdziwieniem i ubolewaniem". - Mój komentarz jest skrajnie krytyczny, to znaczy w uzasadnieniu prokuratury nie wskazano, że premier, odwołując Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa CBA, miał opinię (prezydenta w sprawie odwołania Kamińskiego)" - powiedział europoseł. Według niego premier mógł odwołać szefa CBA dopiero po otrzymaniu opinii, a nie po wystąpieniu o nią. - Gdyby tak było, to by oznaczało, że premier w trzy minuty po wysłaniu pisma o opinię do trzech organów do tego uprawnionych może odwołać szefa CBA - uważa Migalski. Tusk odwołał Kamińskiego w połowie października, zarzucając mu m.in. wykorzystanie CBA do celów politycznych. Zgodnie z przepisami mógł to zrobić po zasięgnięciu opinii prezydenta, Kolegium i sejmowej speckomisji. Dwa ostatnie organy zaopiniowały pozytywnie wniosek Tuska. Natomiast prezydent Lech Kaczyński, przed odwołaniem szefa CBA, nie wydał pisemnej opinii; w mediach zapowiedział jednak, że będzie ona negatywna. Po odwołaniu Kamińskiego opinia L.Kaczyńskiego została zamieszczona na stronie internetowej kancelarii prezydenta z adnotacją, że jest to dokument, który "miał być wysłany do Donalda Tuska". Prezydent ocenił w niej, że wniosek premiera o odwołanie Kamińskiego jest bezpodstawny i może być związany z wykrytymi przez Biuro "nieprawidłowościami w działaniach osób piastujących kierownicze stanowiska państwowe". Podkreślił również, że premier nie wskazał we wniosku "żadnej z przesłanek", które są wymienione w ustawie o CBA jako podstawa odwołania szefa Biura i "w żaden sposób nie wyjaśnił, dlaczego zamierza odwołać Mariusza Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA". - Nie pozostaje zatem nic innego jak ocenić, iż zamiar odwołania Mariusza Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA jest w sensie prawnym całkowicie bezpodstawny i trudno oprzeć się wrażeniu, że może on być faktycznie związany z wykrytymi przez tę służbę, nagłośnionymi ostatnio przez media, nieprawidłowościami w działaniach osób piastujących kierownicze stanowiska państwowe - napisał Lech Kaczyński. Premier Donald Tusk na konferencji prasowej zaznaczył, że "nie jest to opinia, o którą występował". - Nie mówię o treści, ale o charakterze tej opinii - podkreślił. Zdaniem premiera, prezydent pozwolił sobie formułować opinie na jego temat, a nie na temat wniosku o odwołanie szefa CBA. - To pokazuje, że prezydent nie był zainteresowany wyrażeniem rzetelnej i szybkiej opinii na temat wniosku. Nie jestem zdziwiony - dodał. Od odwołania Kamińskiego trwa też spór o to, czy jest on nadal funkcjonariuszem Biura czy też nie. Kamiński twierdzi, że funkcjonariuszem nie jest od chwili, gdy został odwołany przez premiera z funkcji szefa CBA. Innego zdania jest jednak Biuro, według którego został odwołany z funkcji szefa, analogicznie jak jego zastępcy, ale nie zwolniony ze służby. O tym, że był funkcjonariuszem Biura, świadczyć ma m.in. fakt, że posiadał służbową broń i nie były za niego odprowadzane składki ZUS.