- To niedobra propozycja. Sądzę, że Polska wchodzi w pewną pułapkę negocjacyjną, polegającą na tym, że zamiast ustalić, że system głosowania jest przedmiotem obrad konferencji międzyrządowej (...), w tej chwili rozważamy na gorąco, pod presją, różnego rodzaju propozycje - powiedział Saryusz-Wolski w radiowych "Sygnałach Dnia". Według niego, propozycja przyjęcia w 2020 r. niechcianego rozwiązania - "to tylko odroczenie". - Uważam, że najlepszą i wręcz jedyną polską strategią w tej sytuacji jest obstawanie przy jednym, głównym, najważniejszym postulacie - powiedział Saryusz-Wolski. Polska przyjechała na szczyt, podtrzymując swoją propozycję zamiany sposobu liczenia głosów w Radzie Unii Europejskiej na system pierwiastkowy, korzystny dla małych i średnich krajów. Strona polska chce, by mandat otwierający drogę do prac nad nowym traktatem UE umożliwiał dalszą dyskusję na ten temat. Tymczasem Niemcy, wspierane przez większość krajów, chcą zachować zapisany w eurokonstytucji (którą nowy traktat ma zastąpić) system tzw. podwójnej większości głosów. W Traktacie Konstytucyjnym założono, że do podjęcia decyzji przez Radę UE potrzeba co najmniej 55 proc. państw członkowskich, reprezentujących co najmniej 65 proc. jej ludności. Według b. szefa MSZ, prof. Adama D. Rotfelda, proponowane przez polski rząd na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli wydłużenia nicejskiego systemu głosowania do 2020, jest nie do przyjęcia. Były minister SZ tłumaczył w piątek w TVN24, że ma wiele zastrzeżeń w tej kwestii. Według niego, jeżeli "podwójna większość nie jest do przyjęcia dla Polski (obecnie), to dlaczego ma być przyjęta w 2020 r.?" Rotfeld skrytykował propozycję czasowego rozwiązania sprawy sposobu głosowania. - Unia jest procesem, musi się rozwijać. Być może będzie w tym czasie (w 2020 r.) zupełnie inne będzie rozwiązanie - powiedział Rotfeld.