Na temat zagrożeń, jakie niosą wraki spoczywające na dnie Bałtyku, rozmawiali naukowcy i działacze ekologiczni podczas międzynarodowej konferencji Wraki Bałtyku, zorganizowanej w środę w Warszawie przez Fundację MARE i Instytut Morski w Gdańsku. "Groźny" Franken Uczestnicy mówili m.in. o wraku tankowca Franken, spoczywającym w Zatoce Gdańskiej. Okręt zatonął pod koniec II wojny światowej. W ocenie Olgi Sarny z fundacji Mare jest to potencjalnie najbardziej niebezpieczny wrak na obszarze polskich wód terytorialnych - ze względu na znajdujący się w nim ładunek. "Szacujemy, że może być tam do 1,5 mln litrów paliwa" - powiedziała w rozmowie z PAP Sarna. Zastrzega jednak, że może być go dużo mniej. "Ale nawet, jeśli to jest pół miliona (litrów - PAP), to i tak mówimy o potencjalnie bardzo dużych szkodach dla środowiska. Ponieważ jeśli to paliwo wycieknie, może przedostać się do plaż, może zanieczyścić całe wybrzeże Zatoki Gdańskiej, wiele siedlisk. Wiele chronionych gatunków zwierząt może na tym ucierpieć albo nawet kompletnie zniknąć" - wyliczała Sarna. Dodała, że wyciek paliwa z Frankena może wiązać się też ze stratami ekonomicznymi dla regionu. "Ludzie przestaną przyjeżdżać nad Bałtyk, cała turystyka będzie miała spore problemy, jeśli taki wyciek z tego wraku nastąpi" - podkreśliła. "Jeżeli nie zaczniemy działać, to będziemy mieli większy problem" - powiedział w rozmowie z dziennikarzami dr inż. Benedykt Hac z Zakładu Oceanografii Operacyjnej Instytutu Morski w Gdańsku. Wyjaśnił, że może dojść do zanieczyszczenia plaż i środowiska. To zaś oznacza straty materialne, np. spowodowane samym zamknięciem plaż, które "idą w ogromne miliony". "Zamknięcie kurortów nad Zatoką Gdańską w pierwszym sezonie może kosztować nawet pół miliarda złotych" - oszacował naukowiec. Dlatego m.in. fundacja Mare lobbuje na rzecz neutralizacji zagrożenia: wypompowania paliwa ze zbiorników znajdujących się na wraku. Koszt akcji szacowany jest maksymalnie na 20 mln euro - poinformowała PAP Sarna. Aktywistka dodała, że to niejedyne zagrożenie ze strony wraków, gdyż w całym Bałtyku jednostek potencjalnie niebezpiecznych dla środowiska jest nawet sto. Według wyliczeń dr inż. Haca jedynie w polskiej strefie Bałtyku (na obszarze ok. 30 tys. km2) - może ich być nawet kilkadziesiąt. W kwietniu ub. r. przeprowadzono ekspedycję do wraku Frankena, w której uczestniczył statek badawczy i specjaliści z Instytutu Morskiego w Gdańsku. Okazało się, że okolica tankowca jest już obecnie zanieczyszczona. Być może było to konsekwencją wycieku w momencie zatonięcia - wskazują badacze. "Czubek góry lodowej" Dr inż. Hac podkreślił, że do problemu wraków zalegających w Bałtyku wraz z niebezpiecznym ładunkiem należy podejść w sposób systemowy, a na przeszkodzie w jego rozwiązaniu nie stoją względy techniczne czy brak wiedzy i doświadczenia. "Kilkanaście operacji w ciągu roku prowadzi się na świecie tego typu" - powiedział. Olga Sarna wskazuje na przykład na systematyczne projekty prowadzone w wodach terytorialnych Szwecji czy Finlandii. Sarna mówi, że podjęte działania, dotyczące wraku Frankena stanowią pilotaż, gdyż jest on jedynie "czubkiem góry lodowej" - niezbędne jest też poznanie innych wraków. "Wiele innych wraków na Bałtyku nie jest przebadanych, dlatego trudno powiedzieć, gdzie może się znajdować kolejne zagrożenie" - wskazała. Sarna zapytana przez PAP, kiedy może nastąpić wyciek z Frankena powiedziała, że może się to wydarzyć "w każdej chwili". Jak zaznaczyła, z uwagi na ocieplanie się wód Bałtyku może nastąpić przyspieszenie korozji konstrukcji okrętu i co za tym idzie - wyciek. Innym zagrożeniem drzemiącym we wrakach z II wojny światowej jest broń chemiczna i konwencjonalna - przypomniał z kolei dr inż. Hac.