- To brak woli prowadzenia negocjacji ze strony pani minister edukacji oraz lekceważenie środowiska oświatowego i jego problemów sprawia, że nauczyciele po raz kolejny wyjdą na ulice Warszawy - powiedział Broniarz w czwartek dziennikarzom. Jak mówił, Joanna Kluzik-Rostkowska reaguje tylko na postulat nauczycieli dotyczący podwyżek wynagrodzeń. - Skoro pani minister nie reaguje na nasze problemy, chcemy, by wysłuchała nas pani premier - dodał. Wyraził nadzieję na spotkanie z premier Ewą Kopacz. Zapowiedział, że we wtorek, podczas obrad rządu, przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów demonstrować będzie ponad 400 nauczycieli, którzy przyjadą z najbliższych województw. - Jeśli będzie taka konieczność, będziemy się przypominać rządowi nawet co miesiąc - zaznaczył Broniarz. Komentując wypowiedź prezesa ZNP rzeczniczka resortu edukacji Joanna Dębek podkreśliła, że nie ma mowy o lekceważeniu, ani braku woli negocjacji ze strony MEN. - Najlepszy dowód: minister Joanna Kluzik-Rostkowska niecały miesiąc temu spotkała się z nauczycielami, wyszła i rozmawiała z protestującymi związkowcami ZNP. Spotkała się także ze związkowcami "Solidarności" protestującymi pod KPRM 28 kwietnia. W obu tych sytuacjach odpowiedziała na postulaty - napisała Dębek. "Pani minister zgodziła się z postulatem ZNP" Przypomniała, że Kluzik-Rostkowska poprosiła także związkowców o wypracowanie propozycji zmian, które umożliwiłyby podwyżki dla nauczycieli, zmian w Karcie Nauczyciela, gdyż bez tych zmian nie są one możliwe. - Zgodziła się z postulatem ZNP dotyczącym przygotowania całościowych zmian w ustawie o systemie oświaty, de facto napisania jej od nowa. Już w marcu zaproponowała powołanie wspólnego zespołu MEN i związków, który by nad nimi pracował. Związki w żaden sposób nie odpowiedziały na tę propozycję - dodała rzeczniczka. - Trwająca kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Związki zawodowe ją wykorzystują. To normalne. Negocjacje, o których wspomina ZNP, polegają jednak na dwustronnym dążeniu do porozumienia. Propozycja MEN jest znana, czas na ofertę związków, inną niż kolejny protest - podkreśliła Dębek. Niemal miesiąc temu, 18 kwietnia w Warszawie odbyła się ogólnopolska manifestacja ZNP. Uczestniczyło w niej - według organizatorów - około 22 tys. nauczycieli i pracowników oświaty. Manifestacja była częścią marszu gwiaździstego Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Podczas manifestacji ZNP domagało się m.in. zwiększenia nakładów na edukację, w tym podwyżek dla nauczycieli, poszanowania dla ich zawodu. ZNP domaga się podwyżek płac nauczycieli o 10 procent Według związkowców, nakłady na oświatę nie odzwierciedlają rzeczywistych, niezbędnych potrzeb w zakresie edukacji i wychowania. Zwracają oni uwagę na to, że od wielu lat wydatki na oświatę spadają w relacji do PKB; w tym roku udział ten wynosi 2,52 proc. Ich zdaniem ma to wpływ na wysokość wynagrodzeń nauczycieli i pracowników oświaty. ZNP domaga się podwyżek płac nauczycieli o 10 proc. w 2016 r. Związkowcy przypominają, że obecny - 2015 r. jest trzecim rokiem z rzędu, w którym nauczyciele nie dostaną podwyżek. Po raz ostatni płace zasadnicze nauczycieli wzrosły we wrześniu 2012 r. (w zależności od ich stopnia awansu zawodowego od 83 zł do 114 zł). W efekcie wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli wynosi brutto: stażysty - 2265 zł, nauczyciela kontraktowego - 2331 zł, nauczyciela mianowanego - 2647 zł, nauczyciela dyplomowanego - 3109 zł. ZNP chciałby też wrócić do sytuacji, gdy nauczyciele otrzymywali podwyżki w styczniu, a nie we wrześniu. Opowiada się także za zwiększeniem udziału wynagrodzenia zasadniczego w tzw. średnim wynagrodzeniu nauczycieli wynikającym z ustawy Karta Nauczyciela. Obecnie wynosi ono około 63 proc. Na pozostałe 37 proc. składają się różne dodatki do płacy zasadniczej takie, jak np. wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe, dodatek funkcyjny, dodatek motywacyjny. Jak podkreślają związkowcy to wynagrodzenie zasadnicze jest tym, które decyduje o rzeczywistej płacy nauczycieli. Domagają się także poszanowania zawodu nauczyciela. Zdaniem ZNP, minister edukacji dyskredytuje pracę nauczycieli, przedstawia nieprawdziwe informacje o prawach określonych w Karcie Nauczyciela, przeciwstawia nauczycieli opinii publicznej, konfrontuje pedagogów z rodzicami. Według ZNP, minister lekceważy środowisko oświatowe, pozoruje dialog i uzależnia jego prowadzenie od likwidacji Karty Nauczyciela. Związkowcy protestują również przeciw likwidacji szkół i przedszkoli. Zwracają uwagę, że od 2007 r. zamknięto ponad dwa tysiące szkół. Jak zaznaczają, często przy biernej postawie resortu edukacji. Zwracają uwagę, że są samorządy, które wszystkie prowadzone przez siebie placówki oświatowe przekazały do prowadzenia fundacjom, stowarzyszeniom lub spółkom. Dlatego domagają się takich mechanizmów prawnych, które uniemożliwią demontaż publicznej oświaty i powstrzymają zatrudnianie pracowników oświaty na gorszych warunkach, czyli w oparciu o Kodeks pracy, a nie ustawę Karta Nauczyciela. Chcą też wzmocnienia roli nadzoru pedagogicznego i stworzenia skutecznych instrumentów, które będą temu zapobiegać, m.in. przywrócenia kuratorom uprawnień decyzyjnych wobec szkół i ich organów prowadzących, w tym dotyczących kształtowania sieci szkół, likwidacji i przekształceń placówek. Minister edukacji, która podczas kwietniowej manifestacji spotkała się z protestującymi, pytała ich, czy zauważyli, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat do systemu edukacji wpłynęło dodatkowych 15 mld zł. Według niej, jeśli nie zostało to zauważone, to bez zmiany systemu nie zostaną zauważone także kolejne środki, o które dopominają się protestujący. Po raz kolejny poinformowała, że nie ma środków na podwyżki dla nauczycieli w 2016 roku. Pytała także zgromadzonych, dlaczego chcą bronić ustawy Karta Nauczyciela - dokumentu, który - jak mówiła - został uchwalony "w głębokiej komunie".