Wcześniej kartę taką mogli zakładać tylko policjanci i pracownicy socjalni gdyż oni, w przeciwieństwie do szkół, mają kwalifikacje i możliwości sprawdzenia, czy rzeczywiście dochodzi do przemocy. Takich możliwości nie ma nauczyciel. Tymczasem w NK wpisuje się m.in., czy dziecko jest kopane, zmuszane do kontaktów seksualnych, ale także czy jest popychane, czy ma ograniczane kontakty. Może się więc zdarzyć, że zwykły domowy "szlaban", na który dziecko poskarży się w szkole, zostanie potraktowany jako przestępstwo. Zdaniem prof. Brunona Hołysta, kryminologa, nauczyciele nie powinni mieć prawa do zakładania NK, zwłaszcza, że relacje między nimi a rodziną ucznia nie zawsze są idealne. Pomysłu niebieskiej karty w szkole broni natomiast minister edukacji, Katarzyna Hall. Według niej ważniejsze jest, by nie przeoczyć żadnego krzywdzonego dziecka, niż to, że ktoś nadgorliwie założy kartę bez odpowiedniego uzasadnienia. "Rzeczpospolita" przypomina jednak, że "już wcześniej szkoła musiała informować np. pomoc społeczną, sąd rodzinny czy policję o podejrzeniu przemocy".