Oto laureaci: Pani Katarzyna z Wejherowa,Pani Natalia z Białej Podlaskiej,Pan Bartosz z Katowic. Serdecznie gratulujemy!FRAGMENT KSIĄŻKI:Na podwórku Kafa wtopiła się w cień. Dopiero kiedy Fredrik do niej podszedł, zauważył, że wsparłszy się pod boki, obserwuje wąskie kręcone schody doczepione do muru po zewnętrznej stronie. Spojrzała na partnera z naleganiem. Fredrik westchnął, przetarł okulary i zrezygnowany pokiwał głową. - Jasne, że idziemy - mruknął. Schody pożarowe dawały mniej hałasu, niż się obawiał. Na ich szczycie zamontowano metalowy ażurowy podest ogrodzony drutem. Fredrik zadrżał, spojrzawszy w dół na ciemne podwórko. Upadek stąd - i koniec zabawy. Na amen. Cholerne kolano rozbolało go od wspinaczki. Żeby się do-stać na strych, musieli przejść przez metrowej wysokości otwór zasłonięty zbitymi z drewna drzwiczkami. Zamka nie było. Dwa wystające z muru zagięte gwoździe blokowały drzwiczki, tak że nie można ich było otworzyć od wewnątrz. Teraz jednak gwoździe były skierowane w dół. Detektywi porozumieli się wzrokiem. Oczy Kafy rozszerzyły się i spoważniały. U nasady czarnych włosów zalśniły krople potu. - Gotowa? - szepnął Fredrik. Potwierdziła mrugnięciem. Szarpnięte drzwiczki pisnęły cicho, dobiegł ich lekki zgrzyt metalu. Oczy powoli przyzwyczajały się do mroku, nieznacznie rozjaśnionego światłem wpadającym przez okienko w dachu. W środku ustawiono jeden na drugim stoły, nogami w górę niczym włócznie, krzesła i kanapy stały w nieładzie. Wokół unosił się zapach kurzu, drewna, starej bejcy i słaba metalicznosłodka woń trochę przypominająca zapach zgniłych owoców. Ściana z surowych desek dzieliła pomieszczenie po linii kalenicy, a przez otwór w niej sączyło się światło wpadające oknem od frontu. Strych ciągnął się przez całą długość kamienicy. Nie-ruchome, stęchłe ciepło zastąpiło tu rześkie powietrze nocy. Fredrik poczuł, że plecy pokrywają mu się potem. Dotknął skórzanej kurtki, żeby ją z siebie zdjąć, ale oba-wiał się wywołać hałas. Coś mu mówiło, że należy być cicho. Miewał to przeczucie już wcześniej i mu ufał. Krew pulsowała mu w skroniach. Skurczony skradał się powoli. Deski podłogi protestowały. Mniej więcej w połowie drogi do otworu w drewnianej ścianie stanął. Nie ostrzegł go żaden dźwięk, żaden ruch. Mimo to się zatrzymał. To była jakaś kombinacja wrażeń zmysłowych, coś, co przeoczył. Dał znak Kafie. Przymknął powieki i nasłuchiwał. Nic. Otworzył oczy. Powiódł wokół spojrzeniem i zobaczył ciemny zarys na ścianie, który na pierwszy rzut oka wydawał się jedynie kolejną dziurą po sęku. Tak jednak nie było. Większa, równiejsza, okrąglejsza - nie pasowała tutaj, została wydrążona. Świadczyły o tym nawet wióry podłodze, które teraz dostrzegł. Jasne, świeże strużyny. Przez dziurę przewleczono cienką żyłkę. Wędkarską. Rozciągała się nad jego głową i łączyła z zasłoniętym płytą otworem, przez który weszli. Obejrzał się. Kafa też ją zauważyła. Pociągnęła delikatnie i znowu rozległ się delikatny zgrzyt metalu. Druga część strychu była mniejsza. Pomiędzy ścianą a pochyłością dachu rozciągnięto sznury, na których falowały dywany, chodniki i koce, tworząc kołyszące się poprzeczne korytarze. Na końcu po prawej dostrzegli drzwi. Kafa klepnęła Fredrika w ramię. Pokazała palcem. Na ścianie tuż nad nimi wisiały dwie związane żyłką śruby. To one wydawały ten zgrzytliwy dźwięk. Alarm? Szybko porozumieli się wzrokiem. - Drzwi - powiedział bezgłośnie Fredrik, wskazując korytarz między dywanami. Skinęła głową na znak, że widzi. Tkaniny śmierdziały kurzem i papierosami. Drzwi były przymknięte. Fredrik otworzył je kopnięciem. Mieli przed sobą kwadratowe pomieszczenie bez okien. Z trudem dostrzegli stojącą pod ścianą brudnobiałą wannę, przed którą stało kilka plastikowych kanistrów i wypełniony worek na śmieci. Wślizgnęli się do środka. Fredrik Beier nie był przygotowany na to, co zobaczył. Na coś takiego nigdy nie jest się przygotowanym. Zwłoki w wannie nie przypominały niczego, co dotychczas widział. Nie ulegało wątpliwości, że to ciało. Człowiek. Czy jednak była to kobieta, czy mężczyzna, ciemnoskóry czy biały, zabity czy samobójca...? W wannie znajdowała się galaretowata, organiczna masa o długości człowieka. Dno pokrywała krwistoczerwona zgęstniała ciecz, w której unosiły się grubsze, podobne do mięśni włókna, białe ułamki kości i szare grudki. - Boże jedyny - wykrztusiła Kafa i zatkała dłonią usta. Nagle uderzył w nich ów słodkawy, metaliczny smród. Kiedy weszli na strych, poczuli tylko ślad zapachu. Tutaj wypełniał całą przestrzeń. Jak ropa wdarł się do nosa i gardła Fredrika, któremu wydało się, że tonie. Zatoczył się i wylądował na czworakach. Przepona samoistnymi i bolesnymi skurczami wypompowywała smród z płuc. Z trudem przełknął zawartość żołądka. Oblał się zimnym potem i ciężko dyszał. Zamknął oczy i zatkał ręką nos. Odzyskał kontrolę nad oddechem. Odwrócił się i jeszcze raz zajrzał do wanny. - Do diabła, ale obrzydliwość - syknął. - Co z tobą? Spojrzeli sobie w oczy. - Kto to może być? - sapnęła Kafa, oddychając przez materiał kurtki. Pochyliła się nad tym, co kiedyś musiało być głową. Oczy zniknęły, pozostały dwie czarne wypalone dziury. Zauważyła cofniętą dolną szczękę i przyżółcone górne zęby. Fredrik potrząsnął głową i zajrzał do worka ze śmieciami. Zawierał szarobiały proszek. Fredrik polizał palec i już miał go zanurzyć w tajemniczej substancji, ale zmienił zdanie. Odkaszlnął i splunął do worka. Uniósł się żrący, ostry w zapachu dym. - Wapno - powiedział. - Niegaszone wapno. - Wapno? - W połączeniu z wodą środek żrący. Niszczy materiał organiczny. Ten facet kawałek po kawałku spływa do fiordu. I to szybko. Gdybyśmy go nie znaleźli, w ciągu kilku dni stałby się nawozem dla glonów. Fredrik chciał sprawdzić kanistry z chemikaliami, ale Kafa chwyciła go mocno za ramię i pociągnęła do wanny. - Zobacz- szepnęła. Jej palec wskazywał miejsce, gdzie kiedyś prawdo-podobnie znajdowały się mocne ręce. Prawa dłoń była zaciśnięta w pięść. Ale lewa... Deformację widać było wyraźnie. Brakowało czterech palców. Został tylko spalony kciuk.