Jabłka, zapakowane w papierowe torebki z napisem "Grzegorz Napieralski prezydentem", dostawali z rąk kandydata robotnicy idący na pierwszą zmianę i wychodzący po godz. 6 z nocnej zmiany. Obdarowywani przyjmowali jabłka z uśmiechem, niektórzy, zaskoczeni, przechodzili obok. - Mowy nie ma - powiedział pewien mężczyzna i odmówił przyjęcia. - Jabłko wziąłem, ale nie będę głosował na tego kandydata - powiedział dziennikarzom inny. - Ta kampania jest lepsza, inni jabłek nie dają - zażartował kolejny robotnik. - Chciałem porozmawiać z pracownikami, ale przede wszystkim chciałem im dać jabłuszko na lepszy dzień - powiedział Grzegorz Napieralski dziennikarzom. Przypomniał, że dzień wcześniej o świcie był przed fabryką w Tychach, zaniepokojony problemem z przeniesieniem produkcji jednego z modeli samochodów. - Dlatego pojawiam się w takich miejscach, żeby zwracać uwagę na ten problem. Wierzę, że polski rząd akurat tam w Tychach zaangażuje się w to, że ta produkcja nie zostanie przeniesiona i miejsca pracy zostaną uratowane - powiedział Napieralski. Jak wyjaśnił, przyjechał do huty, ponieważ jest ona sercem "tej dzielnicy". - Wiemy, że koniunktura zmienia się niekorzystnie w tej sferze gospodarki, więc warto zwrócić uwagę, że tu może być kolejny problem. Mam nadzieję, że ta dzisiejsza wizyta znowuż obudzi rządzących i jednak zrobią wszystko, by szukać rynków zbytu, szczególnie na taki towar, który jest produkowany przez hutę - powiedział Napieralski.