To od wyborców Napieralskiego może zależeć, kto ostatecznie zostanie prezydentem za dwa tygodnie. Już w niedzielę w mediach pojawiły się spekulacje, jakoby Napieralski miał w zamian za poparcie dla Komorowskiego zażądać teki wicepremiera w rządzie Tuska. Napieralski powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że na temat ewentualnego poparcia dla któregoś z kandydatów: Komorowskiego lub Kaczyńskiego, chciałby najpierw porozmawiać ze swoimi wyborcami. - Najpierw spotkania z wyborcami, zapytam co oni o tym sądzą, bo zaufali mi, oddali na mnie głos - zaznaczył lider Sojuszu. Napieralski nie ukrywa jednak, że na to, czy przed przypadającą 4 lipca II turą wyborów, udzieli poparcia któremuś z kandydatów, wpływ będą miały ich poglądy na takie kwestie jak: wycofanie wojsk z Afganistanu, podniesienie płacy minimalnej, poparcie ustaw w sprawie zapłodnienia in vitro, ustanowienia "karty seniora" oraz podpisanie w całości Karty Praw Podstawowych. - To są te sprawy, o których ja mówiłem w kampanii wyborczej, chciałbym o nich rozmawiać, a nie o tece wicepremiera. Wierzę głęboko, że właśnie o tym będziemy rozmawiali - powiedział szef Sojuszu. Zasugerował przy tym, że prace nad wspomnianymi projektami można rozpocząć już w środę, kiedy rozpocznie się posiedzenie Sejmu. - Zobaczymy jak będzie wyglądało najbliższe posiedzenie Sejmu, bo część tych ustaw już jest w parlamencie. Możemy je szybko odblokować i nad nimi pracować - powiedział Napieralski. Szef SLD zadeklarował przy tym, że - jeśli otrzyma zaproszenie - spotka się z pretendentami do urzędu prezydenta. Zastrzegł jednak, że "IV RP to nie jego wizja i nie jego Polska". - To było szkodliwe dla nas, dla Polaków. Przypomnę jednak z całą stanowczością, że IV RP niestety budowały PiS i PO: CBA, ustawa o IPN, która miała niszczyć ludzi nie tylko polityków, ale i dziennikarzy, wykładowców na wyższych uczelniach, WSI i wiele, wiele innych ustaw, które siłą rozpędu były głosowane przez PO i PiS - mówił lider Sojuszu. Według wiceszefowej SLD Katarzyny Piekarskiej, partia ma zamiar zamówić również specjalne badania, by sprawdzić czy i na kogo wyborcy Napieralskiego byliby skłonni oddać swój głos w II turze. Jak podkreśliła, od tego między innymi SLD uzależnia swoją ewentualną decyzję o poparciu bądź nie któregoś z dwóch kandydatów. Wiceszefowa SLD, podobnie jak Napieralski, wykluczyła możliwość jakichkolwiek targów w sprawie rządowych stanowisk. - Ja nie słyszałam, żeby ktokolwiek mówił na temat jakichkolwiek stanowisk. To nie jest myślenie SLD. Czym innym jest rozmowa o programie - o wycofywaniu wojsk z Afganistanu, o projekcie rzecznika ds. równości, natomiast o żadnym kupczeniu stanowiskami nie ma mowy - zapewniła Piekarska. W jej opinii, wynik wyborczy Napieralskiego wzmocnił pozycję SLD na scenie politycznej, w związku z czym Sojusz powinien pomyśleć o zorganizowaniu czegoś na kształt "okrągłego stołu lewicy" z udziałem sił politycznych, które wcześniej poparły kandydaturę Napieralskiego. - Potrzebny jest okrągły stół lewicy, który miałby zjednoczyć środowisko po tej stronie sceny politycznej. Zieloni 2004, Partia Kobiet, Unia Pracy, związki zawodowe to naprawdę bardzo duża grupa środowisk lewicowych, która ma szansę powalczyć o 20 proc. w wyborach do samorządu - uważa Piekarska. O II turze wyborów być może jeszcze w tym tygodniu będzie rozmawiał Zarząd i Rada Krajowa SLD. - Muszą się odbyć posiedzenia ciał statutowych, które ocenią przebieg kampanii, natomiast kiedy się odbędą, czy jeszcze przed II turą, czy już po niej, to jest kwestia samego Napieralskiego - podkreślił były premier Leszek Miller, który w grudniu ubiegłego roku wrócił w szeregi Sojuszu (opuścił je przed wyborami 2007 roku po tym, jak ówczesne kierownictwo SLD z Wojciechem Olejniczakiem na czele odmówiła mu miejsca na liście wyborczej do Sejmu). Zdaniem Millera, warunki programowe, które Napieralski stawia kandydatom PO i PiS od niedzieli, to słuszna koncepcja. - Napieralski już zasugerował, że chciałby sformułować kilka pytań, postulatów programowych i usłyszeć zdanie dwóch głównych pretendentów. To jest dobry pomysł, bo to zmusza przyszłego prezydenta do publicznej deklaracji, o której się potem będzie pamiętać - ocenił b. premier. Jak dodał, istotną rolę w II turze wyborów mogą odegrać debaty między Kaczyńskim i Komorowskim. - W moim przekonaniu duże znaczenie dla wahającego się elektoratu będą miały debaty między dwoma głównymi zawodnikami, bo bezpośrednie starcie obnaża zalety, ale i wady. Poza tym zmusza kandydatów do jasnych deklaracji. Myślę zatem, że wyborcy lewicy z dużym zainteresowaniem będą obserwować te pojedynki i w dużej mierze na ich przebiegu podejmować końcowe decyzje - zaznaczył Miller. Sam były premier jeszcze nie wie, jak zachowa się w czasie wyborów 4 lipca - zostanie w domu, odda nieważny głos, czy zdecyduje się poprzeć Komorowskiego. Wykluczył jedynie głosowanie na kandydata PiS. - Nadstawiam uszu w kierunku obozu pana marszałka Komorowskiego - stwierdził Miller. "Dylemat", jak to określił, ma również poseł Sojuszu Jerzy Wenderlich. - Mam olbrzymi dylemat. Czym różni się Jarosław Kaczyński od Bronisława Komorowskiego? Może tylko tym, że Komorowski jest zanadto powolny, a Jarosław Kaczyński aż nadto dynamiczny? - ironizował Wenderlich. W jego ocenie, gdy "idzie o poglądy", to są one u obydwu kandydatów podobne. - Jeden i drugi uważa, że kościół nie powinien być opodatkowany, jeden i drugi odwraca się plecami do in vitro, jeden i drugi uważa, że kobiety winny być na mocy restrykcyjnej ustawy aborcyjnej - uważa Wenderlich. Jak dodał, obawia się, że 4 lipca może na karcie do głosowania skreślić obu kandydatów. Politycy Sojuszu zgodnie podkreślają, że niedzielne wybory wzmocniły pozycję Napieralskiego w SLD. - Ci, którzy kontestowali przywództwo Grzegorza Napieralskiego w partii, muszą już uznać, że przywódca jest jeden. Od chwili, kiedy Grzegorz Napieralski został przewodniczącym, zaznaczał po wielokroć, że to przywództwo trzyma twardo. Wczoraj to potwierdził - podkreślił Wenderlich. Podobnego zdania jest Miller. - To jest wynik, który zdecydowanie wzmacnia Grzegorza Napieralskiego w partii, tym bardziej, że jeszcze niedawno jego przywództwo było kwestionowane, albo poddawane w wątpliwość. Teraz już nie ma wątpliwości, że szef SLD nazywa się Grzegorz Napieralski - ocenił b. premier.