W najbliższych dniach Lewica ma skierować pismo do Tuska w sprawie minister. - Będziemy kierowali pismo do pana premiera, żeby bez jakiejś większej awantury, w sposób szybki, odwołał panią minister Radziszewską - powiedział Napieralski na konferencji prasowej. Rano młodzieżówka SLD - Federacja Młodych Socjaldemokratów - złożyła do Rzecznika Praw Obywatelskich skargę Radziszewską w związku z - jak uzasadniono - "homofobicznymi" wypowiedziami minister. Chodzi o słowa Radziszewskiej, które padły w wywiadzie dla tygodnika "Gość Niedzielny". Zapytana, czy szkoła katolicka może zostać pozwana do sądu za to, że odmówiła zatrudnienia "zdeklarowanej lesbijki", powiedziała: "Oczywiście nie. I właśnie nowa ustawa precyzuje takie sytuacje (wcześniej nie było to uregulowane). Szkoły katolickie czy wyznaniowe mogą się kierować własnymi wartościami i zasadami i mają prawo odmówić pracy takiej osobie". Działacze FMS są zbulwersowani wypowiedzią Radziszewskiej. Zwrócili się do RPO o interwencję "w sprawie naruszenia konstytucyjnych praw osób homoseksualnych" i wyrazili nadzieję, że Irena Lipowicz stanie na straży konstytucji, w której - zaznaczyli - jest "zapis o przyrodzonej godności każdego człowieka, o zakazie dyskryminacji". Kopie skargi do RPO mają zostać przekazane premierowi i klubowi PO. Działacze Federacji Młodych Socjaldemokratów oprócz fragmentu wywiadu Radziszewskiej dla "Gościa Niedzielnego", dołączyli też inne jej wypowiedzi, w których miała stwierdzić m.in., że "małżeństwa homoseksualne są nieakceptowane społecznie". Radziszewskiej nie martwią zarzuty SLD i FMS. - Ja się bardzo cieszę z tego kolejnego wniosku, bo przynajmniej jest państwa zainteresowanie tym co robię, a sprawa równego traktowania nie jest ani sprawą popularną, ani łatwą, ani zrozumiałą, więc bardzo się z tego cieszę(...) Im częściej SLD i organizacje lewicowe będą krzyczeć, że należy mnie odwołać, tym lepiej, bo ja mam okazję powiedzieć co robię - powiedziała minister. Odnosząc się do swojej wypowiedzi dla "Gościa Niedzielnego" powiedziała, że nie zamierza się z niej wycofywać. Dodała, że była to konkretna odpowiedź na konkretne pytanie i jej słowa nie miały nic wspólnego z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. - Ten przepis dotyczy tylko i wyłącznie tego, że Kościoły, związki wyznaniowe czy instytucje kościelne każdego Kościoła mogą nie przestrzegać zasady równego traktowania w zatrudnieniu. Każdy Kościół ma swoje wartości etyczne i może być takie stanowisko, na którym wymaga się, by zatrudniona osoba była lojalna wobec tej etyki danego Kościoła. A przecież elementem etyki danego Kościoła może być strój lub sposób przyrządzania potraw. I każdy Kościół, każdy związek wyznaniowy w tym wypadku traktuje indywidualnie każdą sprawę - powiedziała Radziszewska. Minister nie wykluczyła jednak, że być może w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" powinna tę kwestię doprecyzować. - Zabrakło trzech dodatkowych zdań, które by to wyjaśniały. Wtedy nie byłoby tej burzy - dodała. Radziszewska odniosła się także do swojej wypowiedzi w programie "Dzień Dobry TVN", gdzie wystąpiła wraz z Krzysztofem Śmiszkiem z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Według "Gazety Wyborczej" Radziszewska powiedziała tam, że "tajemnicą poliszynela" jest homoseksualna orientacja Śmiszka. Minister tłumaczy, że była przekonana, iż wiedza o orientacji seksualnej Śmiszka jest publicznie znana. Przyznała też, że teraz żałuje swych słów i nie chciała, by Śmiszek poczuł się nimi urażony. - To było parę słów za dużo. Żałuję tego i przeprosiłam publicznie - zaznaczyła. Śmiszek powiedział, że przeprosiny do niego dotarły. - Jako dżentelmen oczywiście je przyjmuję, choć uważam, że były wymuszone i nie sądzę, żeby były do końca szczere, biorąc pod uwagę dotychczasową działaność pani minister - stwierdził. Dodał, że wciąż rozważa wystąpienie do sądu ze względu na naruszenie dóbr osobistych, jednak - jak zaznaczył - chciałby, aby "sprawa nieco wybrzmiała". - To była kropla, która przelała czarę goryczy, dziwię się, że pani Radziszewska wciąż jest ministrem, bo nie rozumie spraw, którymi się zajmuje - dodał. Zdaniem Śmiszka, Radziszewska nie rozumie też zapisu, o którym mówiła w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego". - Ten wyjątek rzeczywiście przysługuje Kościołom i związkom wyznaniowym, ale chodzi tu o kwestie religii, a nie orientacji seksualnej czy innych spraw. Należy go stosować bardzo ostrożnie w określonych przypadkach. Czyli np. Kościół katolicki, jeśli szuka katechety, może odmówić zatrudnienia muzułmanina, ale już w sytuacji, gdy szkoła katolicka poszukuje matematyka, ten zapis nie ma zastosowania - tłumaczył Śmiszek. Odwołania Radziszewskiej ze stanowiska chcą także organizacje pozarządowe, głównie kobiece i LGBT. Jak powiedziała prezeska Fundacji Feminoteka Joanna Piotrowska, organizacje zbierają podpisy pod petycją o odwołanie pełnomocniczki i będą starać się o spotkanie z premierem Tuskiem w tej sprawie. - Chodzi nie tylko o ostatnie wypowiedzi pani Radziszewskiej, ale także o brak polityki równościowej rządu. Ona nie tylko nic nie robi, ale zamiast bronić równych praw, sama dyskryminuje - podkreśliła Piotrowska. W dyrektywie europejskiej z 2000 r. jest zapis, który zezwala organizacjom kościelnym, publicznym, a także prywatnym na niezatrudnianie osób o innych przekonaniach: "Różnica traktowania oparta o religię lub wyznanie osoby nie stanowi dyskryminacji gdy, z racji charakteru tej działalności lub w kontekście w jakim jest wykonywana, religia lub wyznanie osoby stanowi istotne, uzasadnione i usprawiedliwione wymaganie zawodowe, odnoszące się do etosu organizacji." Wymagania zawodowe - zobacz dyrektywę europejską z 2000 r.