Polski budżet zieje wielką dziurą i takie wydatki nie są niczym innym, jak bizantyjską rozrzutnością. Taniej byłoby wynająć namiot na dwa dni - dzierżawa na pewno nie kosztowałaby prawie 3 mln złotych. Dlaczego więc kupiono, a nie wynajęto? Reporterka RMF szuka dziś odpowiedzi na to pytanie. Na kilka dni przed rozpoczęciem szczytu urzędnicy MSZ zachwalali nowy nabytek. - To piękny obiekt, przykryty najnowszym systemem rozpinanych membran ze szklanymi ścianami. Jest podłączony do międzynarodowej sieci komputerowej i możemy ją w dowolnym miejscu w ciągu trzech dni rozłożyć na życzenie - mówił Jerzy Pomianowski z resortu dyplomacji. Sęk w tym, że na razie nie ma takich życzeń i nie bardzo wiadomo, jak ten "piękny obiekt" wykorzystać. - Jest tak piękny, tak reprezentacyjny i tak funkcjonalny, że w tej chwili zbieramy pomysły, co z nim dalej. Myślę, że pan ambasador Pomianowski, który go ustawił, jest pierwszą osobą, która powinna podjąć taką decyzję, a przynajmniej zaproponować, co z nim zrobić - powiedział Aleksander Chećko, rzecznik MSZ. Swoje propozycje mają już urzędnicy resortu dyplomacji. - Można z niego zrobić lodowisko lub rozpiąć nad Wisłą i w środku urządzić pijalnię piwa - pokpiwają. Na razie przez kilka tygodni namiot będzie stał na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie. Będzie chyba tylko inspiracją dla młodych artystów plastyków, bo jak powiedział reporterce RMF Jerzy Pomianowski, artyści po szczycie bardzo go chcieli obejrzeć...