Konrad Piasecki: Gowin zostaje, prezydent i jego ludzie oddychają z ulgą? Tomasz Nałęcz: Prezydent nie miesza się do wewnętrznych sporów żadnej partii... Ale nie wierzę, żeby sercem nie był po stronie Gowina i jego pozostania w rządzie. - Prezydent rzeczywiście jest sercem po stronie ministra Gowina, ale nie za ten spór, nie za tą sprawę - za to, co minister Gowin robi dla powstania muzeum ofiar komunizmu i terroru komunistycznego, bo było kilkunastu ministrów sprawiedliwości, z których żaden nie potrafił zamienić piwnic w ministerstwie sprawiedliwości, czyli w dawnym gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w muzeum, a minister Gowin jest praktycznie bliski osiągnięcia tego celu. Ale w sensie politycznym pozostanie Gowina w rządzie wywołuje uśmiech na twarzy prezydenta? Bo chyba nie smutek. - Prezydent cieszy się, że w Platformie doszło do porozumienia. Prezydent zawsze trzyma kciuki za tych, którzy potrafią się dogadać, a nie tych, którzy potrafią się tylko pobić. Jakiś mentalny sojusz w sprawie związków partnerskich między prezydentem a Gowinem chyba jest. - Tu byłbym bardziej wstrzemięźliwy, bo prezydentowi zależy autentycznie na rozwiązaniu tego problemu i to na zasadzie kompromisu między obydwiema stronami, a minister Gowin jest tu stroną. Prezydent w sprawie związków partnerskich wypowiada się dwuznacznie. Są ideologiczne sprzeciwy wobec związków partnerskich u prezydenta czy wyłącznie konstytucyjne? - Prezydent jest zwolennikiem realnego rozwiązania. Prezydent świetnie wie, że w parlamencie często jest tak, że dwie strony biorą ideę na swoje sztandary i nie chcą się ani pół kroku posunąć, bo wtedy ta idea na sztandarach nie będzie już tak pięknie wyglądała. Prezydent chce, żeby te strony autentycznie się posunęły, a przede wszystkim zależy mu, żeby w parlamencie wypracowano projekt, który byłby konstytucyjny, który byłby do podpisania przez prezydenta. Jeśli nie będzie wątpliwości konstytucyjnych, to - jak rozumiem - ideologiczne u prezydenta się nie pojawiają. - Nie, u prezydenta nie ma tutaj żadnych wątpliwości ideologicznych. Związki partnerskie - tak, pod warunkiem, że konstytucyjne. - Związki partnerskie - tak, jeśli są to rozwiązania realnie ułatwiające codzienne funkcjonowanie tym ludziom, natomiast w granicach konstytucji. Jeśli nie będzie zastrzeżeń konstytucyjnych, to nie sądzę, żeby prezydent miał jakiekolwiek inne zastrzeżenia. Podobała się panu ta operacja "podpiekania" Gowina i obwieszczania, że powinien czekać na decyzję premiera, bo ten obwieści swą wolę w poniedziałek? Eleganckie to było? - Jako współpracownik prezydenta Komorowskiego nie mogę komentować zachowań premiera. A panu by się podobało, gdyby szef pana rozgłośni publicznie panu powiedział: Rozmówię się z Piaseckim za trzy dni? Zupełnie nie. W ogóle uważam, że rozmawianie się z Piaseckim i grożenie mu dymisją jest głęboko nieszczęśliwym pomysłem, a zwłaszcza gdybym był ministrem sprawiedliwości. - Ja pana wspieram i uważam, że gdybym wiedział o takich rozmowach, to oczywiście bym konkurencyjnych stacji słuchał. Prezydent Komorowski jest człowiekiem gołębiego serca, więc takie jastrzębie odruchy: Zadecyduję za parę dni, czy będziesz fruwał dalej, czy zostaniesz pożarty - to nie jest w stylu prezydenta Komorowskiego. Ale nie komentuję zachowań premiera, absolutnie. To jak wy, gołębie, przyjęliście słowa Lecha Wałęsy? - Mogę pomilczeć? Nie, bo w radiu milczenie bardzo źle się sprzedaje. - Całe szczęście rozmawiam z kolegą po fachu, czyli historykiem. Obydwaj wiemy, że w historii największy kłopot jest z pomnikowymi bohaterami, którzy palną gafę. Czy takimi gafami nie kopią grobu dla swojego pomnika? - Niekoniecznie. Pamięta pan, kiedy Piłsudski mówił o konstytucji, że to jest konstytuta, bo najbardziej kojarzy mu się z prostytutą, to wszyscy zwolennicy demokracji w Polsce się rumienili. A na pomnikach dzisiaj jest. Jest na pomnikach. Myślę, że Lech Wałęsa zostanie na tych pomnikach - za "Solidarność", za wolność, za to, co zrobił dla całej Europy, dla całego świata. Choć niepotrzebnie dorabia sobie też i skazy. Do twarzy mu z wąsami na pomniku, innych elementów nie potrzebuje. Nie jest tak, że Tomasz Nałęcz na dźwięk takich słów chciałby zareagować stwierdzeniem: Jestem gejem? Bo pan kiedyś tak reagował. W sporach z Lechem Kaczyńskim powiedział pan kiedyś: Dla osób nietolerancyjnych będę jutro gejem. - Rzeczywiście tak powiedziałem. Wtedy byłem wicemarszałkiem Sejmu, to miało jakiś sens, dzisiaj jestem małym żuczkiem - co tam mały żuczek będzie deklarował, jak Lech Wałęsa się wypowiada. Rzeczywiście byłem zaskoczony, choć... niech się pan prezydent Wałęsa nie obrazi, ale tak jak u Piłsudskiego tłumaczę sobie tego rodzaju radykalne wypowiedzi już takim procesem jesieni życia, tak i u Lecha Wałęsy ten jego twardy konserwatyzm tłumaczę sobie też tego typu przyczyną. Wierzy pan, że Europa Plus jest wiosną życia Aleksandra Kwaśniewskiego? Widzi pan w tej inicjatywie jakąś siłę? Bo jakoś umiera ona sobie śmiercią naturalną... Jestem w 100 procentach przekonany, że szansą dla lewicy jest jedność, szansą dla lewicy są nowi ludzie. Mam też kłopot, bo - jak pan pewnie pamięta - byłem członkiem komisji badającej aferę Rywina. Jak ja widzę teraz, że jednym ze sztandarów tej inicjatywy ma być osoba... Rozumiem: Robert Kwiatkowski? - ...co do której aktywności ja, badając tą sprawę, miałem wątpliwości, to mam ogromny kłopot. Wydawało mi się, że jak się uda, to z radością będę szedł na wybory, bo nie będę miał już dylematów, czy głosować na partię blokującą PiS, a to na pewno od dawna nie jest już partia lewicy, której ja jestem członkiem, ale muszę powiedzieć, że jak to będzie tak, jak powiedziałem, będę miał ciągle wątpliwości przy urnie wyborczej. Czyli Aleksandrze, rozstań się z Robertem brunatnym? - Nie chcę wymieniać tutaj żadnych nazwisk, ale uważam, że jeśli ma być to nowa oferta lewicy, to powinna być to oferta ludzi bez skazy, żebym nie musiał oglądać w programach o Europie Plus kadrów z... Tą osobą, której nazwiska pan nie wymieni? - Dokładnie tak. To jeszcze trzy pytania od słuchaczy. Pan Włodzimierz pyta, rozumiem, że w nawiązaniu do słów Stefana Niesiołowskiego, czy pan jadł szczaw w dzieciństwie? - To była, moim zdaniem, bardzo niefortunna wypowiedź Stefana Niesiołowskiego, naraził się bardzo wielu rodzinom, widzącym głodne dzieci dzisiaj. Ale opisał... Ja jestem trochę młodszy, ale jestem równolatkiem Stefana Niesiołowskiego - rzeczywiście, jak sobie skracaliśmy czas na przerwach po grze w piłce, to się jadło szczaw, ulęgałki, gruszki. Ale z głodu? Czy z potrzeby zjedzenia czegoś, a niekoniecznie z powodu problemów głodowych? - Trochę z takiej potrzeby, że chłopaki grające w piłkę wszystko zeżrą, ale ja też nie pamiętam kolegi, który by przyszedł po południu z kanapką na przykład. Pan Dariusz: czy prezydent zaprosi nowo wybranego papieża do Polski? - Na pewno tak. I pan Mirosław: kto w polskim parlamencie, jest według pana wzorem obłudy i zakłamania? - Tak mniej więcej trzy czwarte składu.