Prezydent i premier rozmawiali przez około godzinę w środę wieczorem w Belwederze. W czwartek rano prezydent poleciał do Walii na szczyt Sojuszu. Nałęcz podkreślił w czwartek w TVN24, że dopiero dymisja premiera równoznaczna z dymisją całego rządu sprawi, że prezydent będzie mógł działać i rozpocznie konsultacje z klubami parlamentarnymi oraz koalicją. "Prezydent podejmie decyzję w oparciu o te rozmowy" - zaznaczył. - To spotkanie nie dotyczyło w najmniejszym stopniu zmian w rządzie. O tym mówi wyraźnie konstytucja: prezydent zajmie się sprawą zmiany w rządzie, jak na jego biurku leży dymisja premiera - wyjaśnił doradca prezydenta. Dodał, że o zmianach w rządzie podczas środowego spotkania nie mogło być mowy, bo Tusk "nie przyjechał do Belwederu z pismem informującym o jego dymisji". - Prezydent z urzędującym premierem rozmawiali w cztery oczy o bardzo ważnym wydarzeniu - szczycie (NATO) w Newport - mówił Nałęcz. Pytany, czy w spotkaniu - jak donosiły media - miała wziąć udział marszałek Sejm Ewa Kopacz, rekomendowana przez władze PO na przyszłą premier, Nałęcz odpowiedział, że Kopacz nie wybierała się do Belwederu, bo "przesądzała o tym formuła spotkania". Do zmiany na stanowisku premiera musi dojść w związku z wyborem Tuska na szefa Rady Europejskiej.