Gość Trójki powiedział, że premier jedynie próbuje sprawić wrażenie, iż ulegnie głosom wojewódzkich działaczy Platformy, domagających się odwołania Majchera. Jednak, zdaniem Nałęcza, premier się na to nie zdecyduje. - Wybrał najprostszy sposób rozwiazania: sfora wygłodniałych wilków domaga się ofiary, to stworzę wrażenie, że ją dostaną - powiedział Nałęcz. Minister Spraw Wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz powiedział w Jedynce, że nie ma powodów do zwolnienia Majchera. Zdaniem Nałęcza, premier podzieli tę opinię. W "Salonie politycznym" doradca prezydenta zapowiedział także, że nie weźmie udziału w referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tłumaczył, że będzie to większym wsparciem dla prezydent Warszawy. Przypomniał, że do jej odwołania potrzeba 390 tysięcy głosów, ale liczy się też frekwencja podczas referendum. - Jeśli za odwołaniem zagłosuje 200 tysięcy, to Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zostanie odwołana. Ale jeśli za odwołaniem zagłosuje 200 tysięcy, a 190 tysięcy stanie w jej obronie, to zostanie usunięta ze stanowiska - tłumaczył doradca prezydenta. Nałęcz dodał, że nie widzi potrzeby zmian na stanowisku prezydenta Warszawy. Przypomniał również, że wybory samorządowe odbędą się za rok. Komentując sprawę powołania w parlamencie Zespołu współpracy z Republiką Białoruś, Nałęcz podkreślił, że sympatie Polski są po stronie białoruskich demokratów. Nie można jednak zrywać kontaktów z władzami w Mińsku. Powołanie Zespołu krytykowała białoruska opozycja i niektórzy polscy posłowie.